śmieje. Jej- pracodawca miał wiele wad, ale na szczęście nie

sukienek. - Tata wrócił! - Lizzie przyciskała nos do szyby. - Musimy się pospieszyć, bo inaczej się spóźnimy! - Spojrzała R S z niesmakiem na dżinsy i koszulkę Willow. - Musisz się przebrać. Nie możesz przecież pójść w tym! - Nie pójdzie - odezwała się Amy. - Włożysz sukienkę od cioci Camryn, prawda, Willow? - Zaraz się przebiorę. A wy w tym czasie poszukajcie waszych płaszczy przeciwdeszczowych i kaloszy. - Od razu założymy płaszcze - zaproponowała Lizzie. - W ten sposób tata zobaczy nasze nowe sukienki dopiero na przyjęciu. Będzie miał jeszcze większą niespodziankę! - Super! - przyklasnęła Amy. - Ty też, Willow. Włóż płaszcz. Na przyjęciu zdejmiemy je wszystkie naraz i tata będzie... - zawahała się. - Jaki tata będzie? Zapomniałam tego słowa, Lizzie! - Będzie oczarowany!.- Starsza siostra uwielbiała, gdy proszono ją o pomoc. - Będzie absolutnie oczarowany.' Tego dnia w przychodni panował jeszcze większy ruch niż http://www.logopedawarszawa.com.pl co oznaczało, że ktoś musiał położyć je tu niedawno. Ale... kto? Wspomnienia minionych dni powróciły niczym morska fala. Zmarnował tyle czasu.,. Dni, kiedy mógł pomóc bratu, minęły bezpowrotnie, a on został sam. Westchnął. Zawsze z łatwością wybaczał innym ich niedociągnięcia, ale dla siebie był niezwykle surowy. Gdy kilkanaście minut później szedł w stronę bramy, dozorca wciąż zamiatał liście w głównej alejce. R S - Przepraszam bardzo - zaczepił go Scott. - Dzień dobry - odparł zagadnięty. - W czym mogę panu pomóc?

- Zostawił mnie przeszło piętnaście minut temu. Panno Stoneham, nie rozumiem, dlaczego pani się tu zjawiła? Lysander sięgnął do kieszeni i wręczył siostrze kartkę, teraz już całkiem pogniecioną. - Ależ ja tego nie napisałam! - wykrztusiła Arabella. Przyjrzała się dokładniej skreślonym słowom i dodała: - Chyba wiem, kto to zrobił. - Tak? - podchwycił Lysander. Spojrzał na Clemency, która przysłuchiwała się zaskoczona. - Panna Baverstock - rzekła szybko Arabella. - Proszę spojrzeć, panno Stoneham, nie pamięta pani? Miałyśmy tylko kilka kartek tej ładnej papeterii. Położyłam kilka w pokoju kuzynki Marii, resztę zaś w pokoju panny Baverstock. Clemency nic nie odpowiedziała. Z początku poczuła ulgę, lecz potem zadała sobie w duchu pytanie, czy markiz kocha pannę Baverstock i jak zniesie tę wiadomość? Sprawdź - Jak to? - zaniepokoiła się dziewczyna, rozglądając się wokoło ze strachem, jakby jej kuzynka chowała w szafie kolejnego wyuzdanego arystokratę. - Nazwisko rodowe Storringtonów brzmi Candover, a my znajdujemy się właściwie w Abbots Candover, niespełna pięć kilometrów od ich rodzinnej posiadłości! - Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym, ale wątpię, aby mnie tu szukali. - Ufam, że się nie mylisz. Mieszkam tu zaledwie od kilku miesięcy i jak dotąd mało kto wie, kim jestem. Naturalne, że będąc w żałobie chodziłam tylko do kościoła. Uzgodniły między sobą, że w razie potrzeby Clemency poda się za ubogą kuzynkę, która przyjechała do ciotki dla podtrzymania jej na duchu. Nie doceniły jednak wścibstwa okolicznych wieśniaków, skrzętnej dociekliwości pana Jamesona ani determinacji pani Hastings-Whinborough. Mały domek w Abbots Candover nie leżał na takim odludziu, jak sądziły. Lysander, w milczeniu i z zaciśniętymi ustami pomagał lady Helenie wsiąść do powozu czekającego przed domem Hastingsów na Russell Square. W salonie została rozhisteryzowana pani Hastings-Whinborough wraz ze służącą Adelą i ochmistrzynią, które zajęły Się nią, podając na przemian to sole trzeźwiące, to kieliszek z brandy. - Czułam, że któregoś dnia narazi mnie na taki wstyd - zawodziła. - Aby wystawić matkę na takie poniżenie! Co za hańba! Adela spojrzała znacząco na ochmistrzynię. Obie miały wyrobione zdanie na ten temat, Sally bowiem jak zwykle nie mogła się powstrzymać i rozpowiedziała plotki. Kan¬dydat na męża dla panny Clemency może i jest lordem, ale też obrzydliwym rozpustnikiem. Wszyscy doskonale wie¬dzą, co się dzieje w domach uciechy w Covent Garden, do których jego lordowska mość nader często zaglądał i nie było służącego, który by z całego serca nie współczuł Clemency. - Ten markiz, proszę pani... - zaczęła gospodyni ostrożnie. - Krążą na jego temat okropne pogłoski. To znany libertyn i jawnogrzesznik... - Co za bzdury! - Pani Hastings-Whinborough wypros¬towała się na kanapie i zamieniła flakon z solami na kieliszek z alkoholem. - Nic takiego nie słyszałam. A jeśli nawet, który młodzieniec nie lubi poszaleć, zanim się ustatkuje? Nie usprawiedliwiaj jej, Briggs. Clemency za¬chowała się nikczemnie i niegodnie. Gdy ją odnajdę, a z pew¬nością nastąpi to już wkrótce, będzie tego bardzo żałować. A teraz przyślij tu Sally!