183

Nie powiedział, że „zna"; Milla zwróciła na to uwagę. No tak, najwyraźniej ślepa uliczka. Ale w zasadzie co wiedział Diaz i dlaczego byli właśnie w Idaho? - No dobrze, jesteśmy już w drodze. Możesz powiedzieć mi, czego się dowiedziałeś. - Jeszcze niczego - odparł, a Milla oklapła z rozczarowania. an43 265 - Myślałam... - Po rozmowie z tym gościem będziemy wiedzieć coś więcej. Słyszałem, że jego brat pilotował ten samolot, który się rozbił. - Masz nazwisko pilota? - Może - rzucił, ale zauważając jej sfrustrowane spojrzenie, mówił dalej. - To jak nić. Pociągniemy za nią i zobaczymy, czy coś jest na końcu. Najczęściej nie ma nic, ale wiedza negatywna jest prawie tyle samo warta, co pozytywna. - To znaczy: wiesz, gdzie nie szukać. - Przy okazji można dowiedzieć się czegoś o człowieku, który włożył ci tę nić do ręki. http://www.zabudowabalkonow.biz.pl - Och, to tylko płytkie zacięcie - Milla przelotnie rzuciła okiem na rękę. - Zajmę się tym, gdy wrócimy. - Zajmij się teraz. Zabandażuj rękę. Nie powinnaś zostawiać zapachu swojej krwi na tym tropie. O tym nie pomyślała. Zatrzymała się i wyjęła rolkę gazy z kieszeni. Całkiem sprawnie owinęła sobie dłoń, ale jedną ręką nie mogła odciąć i zawiązać bandaża. Diaz dobył z buta naprawdę paskudny nóż, odciął gazę, potem rozerwał koniec na dwie długie wstęgi, którymi obwiązał jej dłoń, kończąc opatrunek solidnym węzłem. - Dzięki - powiedziała Milla, rozglądając się wokół. - Widziałeś ślady kojotów? - Nie.

nieczęsto widywał kobiety mające stopy owinięte szmatami. Dobrze, że mieli przynajmniej te nowe bluzy - dzięki nim nie wyglądali na parę bezdomnych. Gdyby było inaczej, facet mógłby bez wahania zawołać ochronę. W windzie nie rozmawiali, stali tylko obok siebie, słuchając bicia własnych serc. Milla czuła mrowienie nawet w koniuszkach Sprawdź spać, choć nie było jeszcze nawet ciemno. Na widok Diaza nabrała gwałtownie powietrza, jej twarz wykrzywiło szczere przerażenie. - Mam jeszcze jedno pytanie - powiedział przybysz łagodnie. * ** True zdecydowanie nie był w dobrym nastroju. Kiedy jego telefon zadzwonił, chyba po raz setny tego dnia, szarpnął za słuchawkę z wyraźną irytacją. - Czego? - warknął. Chwila zawahania, potem nieśmiały głos z hiszpańskim akcentem: - Seńor Gallagher? - Ta. O co chodzi?