Zadzwonił menedżer hotelu. Gloria zamieniła z nim kilka słów i zaczęła zbierać się do wyjścia.

- Jak przez mgłę. - Przypomnę ci. Czterech podoficerów zostało oskarżonych o branie łapówek za przymykanie oczu na działalność pewnego klubu na obrzeżach Dzielnicy Francuskiej. Zostali skazani. Klub był rodzajem sex shopu, ale nie takiego zwyczajnego. To było twarde porno, prawdziwe gówno z udziałem nieletnich. Wykorzystywali przeważnie dzieciaki, które uciekły z domu. Klub nazywał się Chop Shop, od imienia właściciela. Właśnie do niego jedziemy. - Dziecięca pornografia? - oburzyła się Gloria. - Boże, to wstrętne. - Wszyscy tak reagowali. A Chop robił swoje. Wysoko postawieni ludzie we władzach miasta brali ciężkie pieniądze za przymykanie oczu na sprawę. Dlatego się za nich zabrałem. - Zabrałeś się? - Gloria nachmurzyła się. - Co masz na myśli? - Byłem wtedy podoficerem. Wiedziałem, że niektórzy oficerowie są opłacani przez Chopa. Zawarłem z nim układ, potem poszedłem do wydziału spraw wewnętrznych. - Nie przysporzyło ci to przyjaciół. - Nieszczególnie. Na szczęście wkrótce przeniesiono mnie do zabójstw. - Santos skręcił w Bourbon. - Wydział spraw wewnętrznych był bardziej zainteresowany przekupnymi gliniarzami niż Chopem. Za to, że zgodził się świadczyć w sprawie, nie wysunięto przeciwko niemu oskarżenia. - Nie poszedł siedzieć? - Tak to działa. Standardowa procedura operacyjna. Klub oczywiście zamknięto. Dopiero niedawno otworzył drugi. Teraz facet jest prawdopodobnie czysty, ale tacy jak on nie potrafią trzymać się prawa. Tylko że to już nie moja działka. - I co, koniec historii? - Niezupełnie. - Skręcił na parking naprzeciw Chopa. - Jeden z Czwórki próbował wrobić mnie w sprawę. Miałem jakoby wiedzieć, że wydział wewnętrzny coś węszy i poświęciłem kumpli, żeby ratować własną skórę. Oczywiście nic nie wiedziałem, prześwietlili mnie i nic nie znaleźli. - Uwierzyli jemu, nie tobie? - Niepotrzebnie namotałem, źle to wyglądało. - Zgasił silnik. - Powinienem był z moimi podejrzeniami od razu pójść do spraw wewnętrznych i pozwolić im działać. Ale ja potrzebowałem dowodu, chciałem mieć pewność, że Chop potwierdzi moje słowa. - Ponieważ zaproponowałeś mu układ, uważa, że jest ci coś winien? Santos zaśmiał się. - Niezupełnie. Nienawidzi mnie. W końcu to ja rozwaliłem jego interes. Zapadło milczenie. - Nie rozumiesz? - zapytał, orientując się, że Gloria się pogubiła. Przez chwilę nie odpowiadała, po czym pokręciła głową. http://www.wojskogedeona.pl/media/ - Byłam zaszokowana, widząc jej jedwabne pończochy! Która guwernantka może sobie pozwolić na takie wydatki, zarabiając trzydzieści funtów rocznie? - Mój ojciec twierdzi, że została przyzwyczajona w domu do wygód, i uważa ją za czarującą - odparła panna Fabian. - Naturalnie, takie kobiety są zawsze czarujące dla mężczyzn - stwierdziła znacząco Oriana. - Ależ to okropne! Co robić? - zatrwożyła się Adela. - Moja siostra bierze u niej lekcje. U takiej kobiety! - Na razie nie możemy nic uczynić, jeszcze nie. Ale ta awanturnica zaczęła już kokietować mojego brata i prędzej czy później się skompromituje, jestem tego pewna - rzekła Oriana. Miała zamiar dopomóc jej w tym, jeśli tylko zdarzy się ku temu okazja. Adela oblała się rumieńcem. Osławiona pobożność nie przeszkodziła jej zauważyć i docenić wszystkich zalet pana Baverstocka, choć on sam okazywał do tej pory tylko zwyczajową uprzejmość. A teraz wszystkie plany mogą zostać zniweczone machinacjami zwykłej nauczycielki. Dla¬czego? Przecież na korzyść Adeli przemawia pochodzenie i pokaźny posag; a co takiego ma do zaoferowania panna Stoneham? Ładną buzię i pokrętne zamiary. - Już zdążyła pokłócić się z Lysandrem. Podsłuchałam, Jak kuzynka Helena mówiła o tym mojej matce. - Nie wydaje mi się, żeby była w jego typie - dodała Oriana z odrobiną zadowolenia. - A ja wątpię, czy markiz jest dla niej dostatecznie bogaty - stwierdziła Adela ze złośliwością niegodną chrześcijanki. - Rzeczywiście, posiadłość jest w bardzo złym stanie. - Oriana starała się ukryć niepokój. Adela miała ją właśnie poinformować, że majątek Lysandra to zupełna ruina i powinien zostać sprzedany, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Była na tyle przebiegła, że domyś¬lała się, iż za pozorną obojętnością kryje się coś więcej. Jako aktywna członkini stowarzyszenia misjonarzy poznała siłę milczenia i wiedziała, że może być czasem najlepszą strategią. Uważała pannę Baverstock za osobę interesowną i dość bezwzględną, więc dopóki nie pozna jej zamiarów, postanowiła nie robić sobie z niej wroga. Zdecydowała dorzucić jakiś istotny szczegół i sprawdzić, co z tego wyniknie. - Szkoda, że nie doszło do małżeństwa ze śliczną córką kupca - rzekła niedbale. - Co się stało, panno Baverstock?

Ostatnia rzecz, o jaką by ją posądził! Bo prawda była taka, Ŝe ona nie we wszystkim była super. Szczególnie w sferze namiętności. Pomyślał, Ŝe pójdzie z nią do pokoju Eriki i tam wszystko jej powie. Teraz najlepsza pora, by odbyć z nią tę zaplanowaną od dawna rozmowę. Potrzebny mu był czas do namysłu, a teraz właśnie ten czas nadszedł. Pomyślał jeszcze, Ŝe nie tylko chodzi tu o czas. Musi ją uwolnić od paru kompleksów. Sprawdź Przebrała się szybko w czarną suknię z jedwabiu, uporządkowała włosy, upinając je w tradycyjny grecki kok, po raz ostatni spojrzała w lustro i zeszła do jadalni. Czy życie guwernantki jest zawsze takie trudne? Żałowała, że nie może napisać do Biddy i dowiedzieć się tego od niej. Kolacja okazała się dla Clemency pasmem udręki. Z nie¬znanych powodów Adela traktowała jej obecność przy stole jako zniewagę, zachowanie pana Baverstocka ledwie stało na pograniczu grzeczności, a Oriana po kolacji wy¬raźnie bawiła się jej kosztem, wypytując o powrót od pani Stoneham. Lysander stał przy krześle Oriany, na tyle blisko, żeby słyszeć treść rozmowy. - Więc spotkaliście się z panem Baverstockiem zupełnie przypadkowo, to prawda? - zapytał. Oriana spuściła wzrok, by ukryć uśmiech zadowolenia. - Tak, milordzie. - Clemency spojrzała mu prosto w oczy. - Jednakże pan Baverstock niepotrzebnie zadał sobie tyle trudu. Markiz spojrzał na nią i zmarszczył brwi. - Może otrzymał jakąś zachętę, by tak postąpić? - wtrąciła słodko Oriana. - Jeśli się nie mylę, guwernantki nader często zmieniają zdanie. Clemency zaczerwieniła się, słysząc obraźliwy ton. - Trudno mi mówić w imieniu pozostałych guwernantek, panno Baverstock. Mogę tylko stwierdzić, że wolałabym, żeby dżentelmeni pozwolili mi cieszyć się moim wolnym czasem. - Czy insynuuje pani, że zachowanie mojego brata nie jest godne dżentelmena? - Daj spokój, Oriano, źle zrozumiałaś pannę Stoneham - wtrącił markiz pośpiesznie. - Musisz się zgodzić, że guwernantka ma prawo oczekiwać zwyczajowych grzeczno¬ści ze strony dżentelmena? - Naturalnie. Pod warunkiem, że jest damą.