renty, którą zamierzał ustanowić, żeby zawsze miała własny dochód.

- Mais qui, mais non, d'accord, a bien sur i... - Zerknęła na guwernantkę. - Absolument - dokończyła za nią Alexandra. Lord Kilcairn odchylił się na oparcie krzesła. - Zdumiewające. Kiedy pomyślę, ile czasu straciłem w młodości na wkuwanie zwykłego francuskiego... ech, quel dommage! - O, to mi się podoba. Quel dommage! Choć w ostatniej uwadze dał się słyszeć pogłos sarkazmu, Lucien nadal zachowywał się niezwykle łagodnie. Może wpłynęła tak na niego ostatnia noc, choć do tej pory z pewnością nie żył w celibacie. Przemknęło jej jednak przez myśl, że odkąd zjawiła się w Balfour House, nie miał żadnej kobiety... prócz niej. Jej rozmyślania przerwał Wimbole, który wszedł do jadalni, niosąc srebrną tacę. - Milordzie, jest odpowiedź, na którą polecił mi pan czekać... - Doskonale. Lucien wytarł palce w serwetkę i wziął liścik do ręki. Otworzył go, przebiegł wzrokiem i spojrzał z uśmiechem na Rose. Alexandra poczuła ukłucie zazdrości. Wzięła głęboki oddech. Na litość boską, jeszcze trochę i uzna biedną dziewczynę za rywalkę. Lord Kilcairn sporządził listę kandydatek na żonę i nie umieścił na niej ani kuzynki, ani jej nauczycielki. Kilka tygodni temu pomyślałaby, że te damy zasługują na współczucie. Teraz nie była już tego pewna. - Co byś powiedziała na przyjęcie urodzinowe w następny piątek, moja droga? - http://www.washmaster.pl/media/ umieszczenie jej na liście... na pierwszym miejscu. Żadna z młodych kobiet, z którymi się spotkał, nie mogła się równać nawet z jej cieniem. Jego bogini w wytwornej sukni od madame Charbonne stała u boku swej podopiecznej, rozmawiającej z dżentelmenami, którzy wcześniej wpisali się do jej karneciku. Ze wstydem pomyślał, że zupełnie go nie obchodzi, kto poślubi kuzynkę, byle tylko zabrał ją i ciotkę Fionę z jego życia. W tym momencie dostrzegł lorda Beltona. Chwycił go za ramię, zanim ten zdążył dołączyć do świty Rose. - Zatańcz z panną Gallant - powiedział rozkazującym tonem. Robert uwolnił rękę. - Dobry wieczór, Kilcairn. - Zatańcz... - Słyszałem. Dlaczego miałbym tańczyć z guwernantką twojej kuzynki?

uśmiechnęła się. - Jak dotąd dobrze się spisałeś, Jim. Moje uznanie. W hotelu, tak jak się spodziewała, panowało absolutne pandemonium. Zaraz po wejściu zorientowała się, że John i Pete nie są jedynymi, którzy byli przesłuchiwani. Policja rozmawiała też z recepcjonistką i bagażowym. Wyciągnięto nawet z łóżek dwójkę gości, którzy wrócili do hotelu na krótko przed znalezieniem ciała. Gloria kipiała. W chwilę po wejściu dopadł ją rozhisteryzowany menedżer. - Policja chce przepytać wszystkich gości! Upierają się przy swoim, a ja nie wiem, co mam robić! - Po moim trupie - mruknęła. - Nie martw się, Vincent, zajmę się... W drzwiach pojawił się parkingowy. Sprawdź W jej głosie słyszało się łagodność, niemal słodycz. I lęk. Zbyt łagodny, zbyt słodki głos jak na dziewczynę z ulicy. Szybko stwardnieje, pomyślał, nabierze ostrych tonów. O ile przetrwa. Usiadł obok niej, ale nie za blisko, żeby nie wystraszyć jej jeszcze bardziej. - Masz na imię Tina? W odpowiedzi skinęła tylko głową, jakby nie chciała wdawać się w rozmowę. - Harcerzyk mówi, że Claire cię tu przyprowadziła. Ponownie skinęła głową. - Wkrótce się przekonasz, że Harcerzyk wie wszystko o wszystkich. To po pierwsze. Po drugie, jesteśmy zgraną załogą, u nas człowiek zawsze może liczyć na innych. Widząc, że nadal milczy, Santos pomyślał, że powinien zostawić ją w spokoju. Podniósł się z podłogi. - Jak będziesz czegoś potrzebowała, daj mi znać. Postaram się pomóc, jeśli tylko będę mógł. Dopiero teraz uniosła twarz i popatrzyła na niego dłużej. Oczy i policzki miała mokre. Była bardzo ładna - ciemnoblond włosy, duże niebieskie oczy. Musiała być w wieku Santosa, może trochę starsza. - Dziękuję - szepnęła. - Nie ma za co. - Uśmiechnął się ponownie. - Do zobaczenia. - Zaczekaj.