Tym razem miał do czynienia z osobą zupełnie innego pokroju. Zatopił spojrzenie w błyszczących oczach Tammy i wyczytał w nich coś, czego nigdy dotąd nie widział - bez-brzeżną tkliwość i absolutne przyzwolenie na...

się cicho, a kiedy przeszli na drugą stronę równie cicho powróciła na poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było zaskakującym przeciwieństwem tego, co dotąd Mały Książę widział na planecie Badacza Łańcuchów. Byli teraz w ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz Łańcuchów zdjął ze swych ramion Małego Księcia i delikatnie posadził go na prostym, lecz wygodnym fotelu. Sam zaś usiadł na drugim fotelu i ciągle uśmiechając się patrzył przyjaźnie na rozglądającego się ciekawie Małego Księcia. -Pięknie mieszkasz... - powiedział Mały Książę z uznaniem. - Ale samotnie. Kiedyś było tu jeszcze piękniej i nie tak samotnie... - Badacz Łańcuchów nagle posmutniał. - Nie mam już Światła Księżyca... - Światła Księżyca?... - nie zrozumiał Mały Książę. - Tak nazywał się mój kwiat, który bardzo kochałem. To była lilia... Piękna jak światło księżyca... Dlatego tak ją nazwałem. Kiedyś zjawiła się na mojej planecie nie wiadomo skąd. Początkowo sądziłem, że to jakiś chwast i chciałem ją wyrzucić. Ale kiedy spojrzałem wokół i zobaczyłem, że jest ona jedną żywą wówczas zielenią na mojej planecie, pomyślałem sobie, iż w końcu w niczym mi ten chwast nie będzie przeszkadzał. Gdy zobaczyłem, że nie jest chwastem, lecz kwiatem, zacząłem o nią bardzo dbać. Wyrosła na piękny kwiat, piękny jak światło księżyca... Badacz Łańcuchów zamilkł na chwilę. Mały Książę był bardzo ciekaw, co się stało ze Światłem Księżyca i już zamierzało to zapytać, kiedy Badacz Łańcuchów sam podjął swą opowieść: - Pewnego dnia przyszedł do mnie pewien człowiek i poprosił, bym dał mu pracę. Uprzedziłem go, że praca będzie ciężka, lecz się nie zniechęcił. Muszę przyznać, że pracował wyjątkowo uczciwie i nigdy, jeśli chodzi o pracę, nie mogłem na niego narzekać. Niestety, dobrze wywiązywał się tylko z pracy... - Co się stało? - zapytał Mały Książę. - Kiedyś musiałem wyjechać na dłużej. Powiedziałem więc swemu pracownikowi, co ma robić i poleciłem mu, by http://www.usggenetyczne.info.pl Markowi nie mieściło się to wszystko w głowie. - Dlaczego nie zawiozła go do ciebie? - Po pierwsze, musiałaby zadać sobie trud znalezienia mnie. Skąd mogła wiedzieć, gdzie jestem, skoro nigdy jej to nie interesowało? Po drugie, wydałoby się, że ukryto prze¬de mną ślub Lary, a ja pewnie powiedziałabym matce, co o tym myślę. Po co miała tego wysłuchiwać? Prościej było skłamać Larze, że nie mogła mnie znaleźć, albo że odmó¬wiłam, albo że wszystko w porządku, bo Henry jest u mnie. - Wszystko jedno, co jej naopowiadała! Czemu Lara ani razu nie sprawdziła, co się dzieje z dzieckiem? Jaka z niej matka? - Sądząc po jej niezdarnym piśmie... - zaczęła Tammy zdławionym głosem. - ...ona chyba też ostro piła. - Akurat to jestem w stanie zrozumieć. Gdybym musiał bez przerwy znosić Jeana-Paula, też bym zaczął pić, żeby nie zwariować. To był straszny człowiek, uwierz mi. - Moja matka musiała o tym wiedzieć... Zapadła cisza. - Hej, homar ci wystygnie - odezwał się nagle Mark i uśmiechnął się. Ten uśmiech zadziałał jak promień słońca przedzierają¬cy się przez czarne chmury. Wszystko wydało się nagle mniej ponure, pojawiła się nadzieja na lepsze chwile w jej życiu. O ile w jej życiu nadal będzie Mark. A cóż to za głupia myśl? Przecież to właśnie przez jego rodzinę dotknęło ją cierpienie! Przez nich straciła jedyną osobę, którą kochała! Nagle jej wzrok powędrował w stronę łóżeczka Hen-ry'ego. Nie, już nie jedyną.

znajdował się wraz z Różą na planecie Szczęśliwego Imienia. Spotkali tam Smutną Dziewczynę. - Dlaczego jesteś smutna? - spytał Mały Książę. Nie odpowiedziała od razu, lecz wpatrywała się w Różę, którą Mały Książę ostrożnie trzymał w dłoniach. Dopiero po chwili Smutna dziewczyna przeniosła wzrok z Róży na Małego Księcia. - Czy ona ma już twoje imię? - Smutna Dziewczyna wskazała ręką na Różę. - Moje imię? - nie zrozumiał Mały Książę. Sprawdź przestając być dla ciebie kwiatem... - Moim najpiękniejszym kwiatem - usłyszała słowa Małego Księcia. - Ty dla mnie tez... Mały Książę oczekiwał na dalszy ciąg opowieści. Nie ponaglał jednak Róży. Uznał, że będzie lepiej, gdy Róża sama podejmie przerwany wątek. Zastanawiał się, co mogą oznaczać słowa, że Róża jest nie tylko kwiatem i że może być wszystkim. Czyżby to oznaczało, że Róża może być też wulkanem? Albo baobabem?... - O czym myślisz? - spytała Róża widząc ogromne skupienie na twarzy Małego Księcia. - O tobie i o tym, co powiedziałaś - odrzekł zgodnie z prawdą i opowiedział jej o swoich obawach. Reakcja Róży zadziwiła go. Roześmiała się bowiem tak, jak tylko róże potrafią się śmiać, kiedy są czymś niezwykle rozbawione: - Mój drogi, to nie tak. Nie bój się nie jestem i nie będę baobabem czy wulkanem. Chyba, że zechcesz, bo ja mogę być tylko tym, czym ty zechcesz. Sama jeszcze nie wiem, co to znaczy. Obecnie jestem kwiatem i lubię być twoim kwiatem...