- Sara? - Cofnął się myślą do wspomnianego balu i natychmiast wszystko sobie przypomniał. Jego pamięć, z reguły dobra, w sprawach kobiet była bezbłędna. - Oczywiście, pamiętam panią - powiedział, choć trochę mijał się z prawdą. W jego wspomnieniach Isabella była niewyraźną zjawą ginącą w cieniu pięknej i efektownej kuzynki. - Jak się miewa lady Sara?

końcu byli w kościele. - Znasz regenta?! - Oczywiście. Wiele razy graliśmy w karty. Założyłbym się, że jestem jedną z nielicznych osób, które go naprawdę lubią. Nim Becky zdołała się oswoić z tą rewelacją, drzwi zaskrzypiały ponownie. Rozejrzała się nerwowo i ujrzała kolejnych parafian, wchodzących do środka. - Będziemy musieli stąd wyjść. Nabożeństwo zaraz się zacznie. Czy potrafiłbyś wycenić kamień? Alec nie odpowiedział. Stał bez ruchu przed witrażem i nadal przyglądał się z uwagą rubinowi. - Och, moja droga... Becky nie spodobał się ten ton. - Czy coś jest nie w porządku? Alec bez wyjaśnień odwrócił się i przeszedł z kaplicy do lepiej oświetlonej nawy. Nie zwracając uwagi na wiernych, zbliżył się do okna, w którym nie było witraża, i przez dłuższą chwilę z wielkim skupieniem oglądał rubin. Potem opuścił rękę i spojrzał na Becky zgnębiony. - Nie wiem, jak ci to powiedzieć... - Co? Alec położył jej klejnot na dłoni i westchnął. - Jest fałszywy. 7 Niemożliwe! - Niestety, tak. - Ależ Róża Indry była w mojej rodzinie od pokoleń! http://www.ullu.pl - Nie powiedziałem wam tego i wciąż nie wiem, czy powinienem to zrobić. Nie mogę ryzykować, chodzi o jej życie. - Dlatego byłeś ostatnio taki dziwny? Alec wzruszył ramionami. Dziwny? Wcale mu się tak nie wydawało. - A niech mnie gęś kopnie - zdumiał się Rush. - Jeśli tak się rzeczy mają, jest to kolejny powód, dla którego nas potrzebujesz. Powinieneś wiedzieć, że możesz na nas liczyć. - Naprawdę? - Jak najbardziej. Pomożemy ci się nią zaopiekować. - Ale będziecie milczeć, gdy ktoś o nią zapyta? - Naturalnie! - W porządku. Mogę potrzebować niedługo przyjaciół, którzy osłanialiby mi tyły. - Co tylko chcesz. - W takim razie przyjdź tu jutro w południe razem z Fortem i Draksem. Wszystko

Wziął ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Pozostawiła ją, chłodną i pewną, w jego uścisku. Pomyślał, że chyba nazbyt się pospieszył, uznając ją za nudziarę. - Przepraszam, że próbowałem panią sprowokować. Obiecuję więcej tego nie robić. Zaczynam rozumieć, dlaczego Alice chciała mieć panią przy sobie. Bella dawno temu nauczyła się blokować poczucie winy. Ta umiejętność przyszła jej teraz z pomocą. - Bardzo polubiłam pańską bratową, więc jej zaproszenie przyjęłam z wielką radością. Przyznam się panu, że od pierwszego wejrzenia zakochałam się w malutkiej księżniczce Marissie. - O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki. Bella delikatnie wysunęła rękę z jego dłoni. Jakiś czas temu słyszała plotki, że Edward był zakochany w swej bratowej. Nie trzeba było aż tak dobrego obserwatora jak ona, by dostrzec uczucie, z jakim o niej mówił. Musi to koniecznie odnotować. Być może ta informacja kiedyś się przyda. Sprawdź udusić. - Ty... ty oszalałeś! - Nie. Wręcz odwrotnie. Koniec gry. Tym razem ja dyktuję warunki. Rozumiesz? Eva dławiła się, jej twarz spurpurowiała. - Próbowałem rozegrać to polubownie, ale ty wolałaś wyciąć jakąś szkaradną sztuczkę. Może ci nie zależeć na jej życiu ani na moim, ale swoje chyba cenisz? - Puść mnie! - Słuchaj uważnie. Nie widziałaś jej i już. Wiem, że potrafisz dochować sekretu, masz w końcu sporo własnych. Jeśli powiesz komukolwiek, że ją tu spotkałaś, to przysięgam, że znajdę cię i zabiję. Nie żartuję. Pamiętasz chyba, że nadal mam klucz do twojego domu? Jeżeli mnie nie posłuchasz, bez wahania poderżnę ci gardło. Eva miotała się, próbując go kopnąć. - Blefujesz! A twój honor?