- W głąb siebie? - spytał Mały Książę.

Tammy skinieniem głowy podziękowała kamerdynerowi, który podsunął jej krzesło. - Henry potrzebuje matki. Teraz ja nią jestem. - Ale jeśli Mark i ja... - Może wina? - wtrącił pośpiesznie książę. Tammy uśmiechnęła się do niego czarująco. - Z przyjemnością. Mark nie mógł zasnąć. W końcu koło drugiej w nocy wstał, ubrał się i wyszedł na zewnątrz, żeby przejść się nad jeziorem. Do czasu śmierci Jeana-Paula wiódł w miarę nieskom¬plikowane życie, a przynajmniej mniej skomplikowane niż obecnie. Trzymał się z dala od zamku i obowiązujących w nim konwenansów. Sprawowanie władzy, pławienie się w luksusach i uważanie się za kogoś lepszego od zwykłych śmiertelników było mu najzupełniej obce. Jego ojciec był młodszym bratem panującego. Bracia żyli ze sobą w zgodzie - do czasu - ale ich synowie, wycho¬wani przez dwie bardzo różniące się kobiety, już nie. Matka Franza i Jeana-Paula była niewiarygodną snobką, która za swoje największe osiągnięcie życiowe uważała małżeństwo z księciem i książęcy tytuł. W przeciwieństwie do niej mat¬ka Marka była osobą życzliwą ludziom, pogodną, stroniącą od dworskiej obłudy, arogancji i egoizmu. A jednak książęca rodzina zniszczyła ją. Mark ponuro zacisnął wargi na myśl o tym, co spotkało jego matkę. Z tego właśnie powodu nie chciał mieć nic wspólnego z dwo¬rem, zamkiem, koroną i władzą. Owszem, spełni swój obo¬wiązek, ponieważ kocha swój kraj, ale nie zrobi nic więcej ponad to, co konieczne. Sceduje część uprawnień na par¬lament i rząd, a potem odda panowanie Henry'emu - ale to jeszcze odległa przyszłość. Na razie przekona Tammy, by zarządzała zamkiem, co umożliwi mu powrót do Renouys. Chciał uciec z królewskiej siedziby. I od Tammy. Jeszcze żadna kobieta nie działała na niego w ten sposób, co zdumiewało o tyle, że Tammy nie była w jego typie. To znaczy w typie, jaki dotąd preferował, a którego dosko-nały przykład stanowiła Ingrid. Na wspomnienie wrednego i jadowitego zachowania dotychczasowej przyjaciółki jeszcze mocniej zacisnął zęby. Podczas kolacji zniechęciła go do siebie całkowicie. Miała nadzieję na wspólnie spędzoną noc, ale wykręcił się zmę¬czeniem po podróży. - Dzisiaj naprawdę muszę odpocząć - oświadczył, może mało taktownie. Ingrid nie dała za wygraną. - Z przyjemnością zostanę tu dłużej, kochanie, nigdzie mi się nie spieszy. Kochanie... To słowo aż zgrzytnęło mu w uszach. Owszem, była piękna, elegancka i spędzili ze sobą kilka miesięcy, ale na tym koniec. Musi się od niej uwolnić. Zresztą, żaden z jego związków nie trwał dłużej. Mark nie miał złudzeń co do tego, co popycha kobiety w jego ra¬miona. Tytuł. Możliwość wejścia do rodziny panującej. A przecież to nie mogło się dobrze skończyć. Zarówno jego matka, jak i siostra Tammy drogo zapłaciły za poślubienie księcia. Tammy... Nagle jego myśli powędrowały do niej. Znowu widział ją siedzącą na drzewie i patrzącą na niego z góry, śpiącą z głową na jego ramieniu, huśtającą na kolanach malutkiego siostrzeńca, roześmianą, bosą, olśniewającą w czarnej su¬kience. .. Taka dziewczyna nie nadawała się na krótki romans, z ta¬ką dziewczyną należałoby się ożenić, co w tym wypadku oznaczałoby uwikłanie się na zawsze w życie na zamku, a tego Mark by nie zniósł. To budziło jego najgłębszą od¬razę. http://www.tworzywa-sztuczne.net.pl/media/ - Czy jesteś sobą? - zapytał znowu Mały Książę. - A kim niby miałbym być? - odburknął Pijak. - Może przestałeś być sobą i tylko udajesz siebie - powiedział spokojnie Mały Książę. - Ale, jeśli zechcesz, możesz znowu zacząć być sobą prawdziwym. I wtedy zrozumiesz, że... - Że co? - niegrzecznie wtrącił Pijak. - Ze wciąż stajesz się sobą i że zależy to tylko od ciebie. Małemu Księciu zaświtał w głowie pewien pomysł. - Czy byłeś kiedyś dzieckiem? - zapytał ciepło Pijaka. Pijak długo nie odpowiadał. Wreszcie powiedział: - Nie pamiętam. - Więc masz powód, aby nie pić! - rzekł radośnie Mały Książę. - Jaki? - wciąż ponurym głosem, ale z oznaką zainteresowania odezwał się Pijak. - Jak to jaki? Żeby to sobie przypomnieć! I żeby pamiętać, iż aby już więcej się nie wstydzić, powinieneś przestać

Na twarzy ochmistrzyni pojawiła się prawdziwa zgroza. - To absolutnie wykluczone! Do licha! Tammy bezradnie rozejrzała się dookoła. Co jej po tych luksusowych meblach? Wolałaby mikrofalówkę. Chociaż i tak w promieniu wielu kilometrów nie było żad¬nego supermarketu! - A czy nie mogłaby mi pani po prostu podesłać tu na górę jakiejś kanapki? - poprosiła. Pani Burchett zawahała się. - Może ten jeden raz, skoro ma pani za sobą długą po¬dróż... Ale czy Jego Wysokość zgodził się na pani nieobec¬ność na kolacji? Sprawdź - Wspaniale! - Róża aż zatrzepotała listkami z zachwytu i dumy. - Nie będziesz więc zazdrosna o Światło Księżyca? - spytał przekornie Mały Książę. - A byłam? - odpowiedziała z tą samą przekorą. Mały Książę uśmiechnął się i znowu delikatnieją pocałował. Odwzajemniła najpiękniej, jak umiała... Mały Książę długo opowiadał swoje wrażenia z pobytu u Badacza Łańcuchów. Posłuchał rady Róży i napisał list do Pijaka. Zachęcał go, by natychmiast wyruszył w podróż. Zaprosił też Pijaka do siebie, gdyż miał dla niego mały upominek. Niezwykłe umiejętności Róży sprawiły, że list Małego Księcia szybko dotarł do adresata. Kiedy Pijak się zjawił, Mały Książę przywitał go i wręczył maleńkie ziarenko. Widząc pytające spojrzenie Pijaka, Mały Książę wyjaśnił: - Zaraz po przywitaniu z Badaczem Łańcuchów niepostrzeżenie zasadź to ziarenko. Następnego dnia rano... To miała też być niespodzianka dla ciebie, ale powiem ci już teraz. Otrzymałem to ziarenko od mojego Uśmiechu Zachodzącego Słońca - mówiąc to Mały Książę wskazał na Różę - specjalnie dla ciebie. Jeśli je zasadzisz wieczorem, to rano Badacz Łańcuchów nie tylko odzyska swoje Światło Księżyca, ale nawet nie będzie pamiętał, że