- W Bad Luck każdy ma wrogów.

- Dobre pytanie - odparła Marla. Miała ochote ziewnac, ale nie była w stanie tak szeroko otworzyc ust. Czuła sie okropnie zmeczona, mówiła z trudem. - Mo¿e nikt nie wtargnał. Mo¿e tylko mi sie sniło. - Dzwoniłas na policje? - spytał Alex, zaciskajac palce na kierownicy z taka siła, ¿e a¿ zbielały mu kostki. - Nie. - Marla potrzasneła głowa. - To mógł byc tylko sen. Wiesz, tak jak wtedy w szpitalu... - Jesli to cie niepokoi, mo¿emy w ka¿dej chwili wezwac policje i kazac im zajac sie ta sprawa- powiedział. -I tak chciałas porozmawiac z Paterno... ale... sam ju¿ nie wiem, do cholery. Pewnie teraz jestesmy przemeczeni, a rano ujrzymy wszystko w lepszym swietle. - Skrecił kierownica. - Mógłbym te¿ zatrudnic ochroniarzy. - Nie sadze, ¿eby to było konieczne. - Có¿, jest jeszcze jedno rozwiazanie - powiedział miekko. - Jakie? - Mo¿esz spac ze mna. 248 http://www.tworzywa-sztuczne.info.pl/media/ spojrzenia. Niezrecznie chwyciła ły¿ke i wło¿yła do ust troche gestej zupy z krewetek. Jej podra¿niony stresem ¿oładek zaczał sie buntowac. Rozmowa przy stole była sztywna i wymuszona. Alex powiedział cos na temat interesów i notowan giełdowych, Eugenia wspomniała Cahill House i problemy zwiazane z poszukiwaniem nowego dyrektora. Cissy prawie sie nie odzywała, znosiła to wszystko, wzdychajac cie¿ko ze znudzonym wyrazem twarzy. Marla nie dziwiła jej sie specjalnie. Nick jadł w milczeniu, kiedy ktos go o cos pytał, odpowiadał monosylabami. Była jego kochanka. Tyle jej powiedział. Byli kochankami.

panele masywnego kredensu było widać kryształy i porcelanę, błyszczące i gotowe do użytku w razie uroczystego przyjęcia. Shelby doszła do wniosku, że w Bad Luck nic się nie zmienia. Otworzyła przeszklone drzwi i weszła na wyłożoną kaflami werandę, z której było widać basen. Zamontowane pod sufitem wentylatory leniwie mełły powietrze, a cień dębów i drzew pękań łagodził letnią spiekotę. Gorące powietrze unosiło się nad okalającą basen terakotą i odbijało wyrazistymi smugami w migoczącej, błękitnej wodzie. Sprawdź skrzypnieciem. - Pani Cahill? - Jakis me¿czyzna wetknał głowe w szpare. – Jestem detektyw Paterno. Z Departamentu Policji San Francisco. Marle przeszedł dreszcz. Policjant, ubrany w czarne spodnie i sportowa koszule, z marynarka przewieszona przez ramie, swobodnie wszedł do pokoju. Bedzie mi zadawał mnóstwo pytan, pomyslała Marla. Pytan, na które ona nie zna odpowiedzi. Jej umysł rozjasnił sie troche, ale urywki wspomnien z przeszłosci przypominały migotanie zapalniczki, w której konczy sie gaz - rozjasniały mrok zaledwie na ułamek sekundy i zaraz zgasły. Detektyw Paterno błysnał swoja odznaka, a Marli serce podeszło do gardła.