zaciągniętego węzła, rozciął go mieczem i w ten sposób znakomicie wybrnął z kłopotliwej

zakonnej to oczywiście rzecz niedopuszczalna, nawet oburzająca, ale... – Głupstwa dosyć. – Lampe bezceremonialnie pociągnął archijereja za sutannę. – Tamtych wywieźć. Nowych nie wpuszczać. Tylko mnie. Najpierw materiał ekranujący. Szukam. Na razie nic. Miedź nie, stal nie, blacha nie. Może ołów. Albo srebro. Ty mądry. Ja pokażę. Pociągnął władykę do stołu, przekartkował zeszycik, zaczął wodzić palcem po obliczeniach i wzorach. Mitrofaniusz patrzył z zainteresowaniem, czasem nawet kiwał głową – może z uprzejmości, a może i rzeczywiście coś rozumiał. Berdyczowski też zajrzał ponad chudziutkim ramieniem pana Sergiusza. Westchnął. W kieszonce jego kamizelki coś czterokrotnie zabrzęczało. – O Boże, władyko! – zawołał podprokurator. – Czwarta w nocy! A Poliny Andriejewny, Pelagii, ciągle nie ma! Czy nie stało się... Przerwał, nie kończąc pytania – tak zmieniła się nagle twarz Mitrofaniusza, wykrzywiona grymasem lęku i winy. Odsunąwszy interesujący zeszycik, władyka całkiem niestatecznie podkasał sutannę i z tupotem pobiegł z piwnicy w górę po schodach. Pieczara W „Pannie Czystej”, dokąd Polina Andriejewna zajechała z kliniki, by wziąć niezbędne do wyprawy rzeczy, czekała ją nieprzyjemność. Środki ostrożności, które przedsięwzięła w celu ustrzeżenia niebezpiecznego http://www.terazbudujemy.biz.pl swoją w ogóle zniszczył. To stokroć gorsze niż sama śmierć... Omyliłem się, okrutnie omyliłem. Myślałem, że człowiek wojskowy, prostolinijny i bez fantazji, nie może ulec duchownej rozpaczy i mistycznemu przerażeniu. Ale nie wziąłem pod uwagę, że ludzie takiego rodzaju, zetknąwszy się ze zjawiskiem naruszającym cały ich prosty i jasny obraz świata, nie uginają się, tylko łamią. Miałaś po tysiąckroć rację, córko moja; widać nasz pułkownik natrafił na węzeł gordyjski, którego rozwiązać nie potrafił. Honor nie pozwalał mu się wycofać, więc zamachnął się i rąbnął z całej siły. A imię tego gordyjskiego węzła – świat Boży... W tym miejscu przewielebny nie wytrzymał, zapłakał, a ponieważ dla siły swego charakteru do szlochania skłonności nie miał, a nawet w ogóle pozbawiony był daru łez, to wyszło mu coś bardzo nieprzyjemnego: najpierw głuchy jęk połączony z gardłowym chrypieniem, potem długie smarkanie w chusteczkę. Ale sama niezręczność tego płaczu po zatraconej duszy podziałała na obecnych mocniej niż jakiekolwiek szlochy: pan Matwiej

leciutkim odcieniem złośliwości, przekonany, że archijerej ma na myśli samego siebie. Odpowiedź była nieoczekiwana. – Nie wyobrażaj sobie, nie ja. Ja jestem osobą duchowną i mogę się okazać nieodporny na mistyczne wrażenia. Jeśli już Lentoczkin nie wytrwał... – Mitrofaniusz pokiwał głową, jakby znów dziwiąc się nietrwałości nihilizmu Aloszki. – Lagrange pojedzie. Wybór ten był na pierwszy rzut oka nie mniej nieoczekiwany niż poprzedni, kiedy to Sprawdź – Wiem o twojej żonie, o dzieciach, o ucieczce. Wszystko. – Komisarz kładzie nacisk na ostatnie słowo. – Każdy na moim miejscu strzeliłby sobie w łeb – szepcze Podhorecki, jakby chciał się wyspowiadać wszystkim nieboszczykom w La Morgue. – Ale ty okłamujesz samego siebie, że życie jest jeszcze okrutniejszą karą? – dopowiada komisarz. – Żałosny wykręt jak na hazardzistę i dziwkarza. Rodacy mają cię za bohatera, a ty? Dość osobliwą odbywasz żałobę.