Znowu pomyślał o Jennifer w zimnej, ciemnej zatoce. Czy kryje się w mroku, śmieje z niego,

Nic. Nikt go nie obserwuje zza firanek. Nikt nie czai się za magnolią. Powoli wypuścił powietrze z płuc. Nie zwracał uwagi na ogarniającą go panikę. Na miłość boską, Bentz, weź się w garść! Czyżby zupełnie mu odbiło? Był świadom, że widział Jennifer nie tylko kilka tygodni temu, właśnie tu, i wcześniej, w szpitalu, ale wiele razy. Kiedyś siedział na siedzeniu pasażera w pikapie Olivii, czekał, aż zaniesie ubranie do pralni, i wtedy mu mignęła. Szła szybkim krokiem, zniknęła w zaułku. Miała koński ogon, przyciskała torebkę do piersi. Wysiadł z samochodu i pokusztykał w stronę zaułka, ale zobaczył jedynie białego kota znikającego za ogrodzeniem i przepełnione kontenery na odpadki za starym garażem. Innym razem dałby sobie rękę uciąć, że widział, jak idzie przez park, okrąża fontannę, a ciemno-rude włosy złocą się w słońcu. Odwróciła się i posłała mu przez ramię uśmiech. W oczach rozbłysło żartobliwe wyzwanie – złap mnie, jeśli potrafisz. Zatrzymał wtedy dżipa w niedozwolonym miejscu i pośpieszył za nią, wspierając się na lasce. Minął fontannę, a Jennifer znowu zniknęła. A potem widział ją w lesie koło domu. Wydawała się prawdziwa. http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl/media/ kołysała się na słabym wietrze. Nieco dalej poniewierał się plastikowy worek. Wiatr uniósł w powietrze kilka suchych liści. Bentz nacisnął klamkę. Zamknięte, ma się rozumieć. Chcąc dostać się od środka, obszedł teren, świecąc latarką na ogrodzenie. Poruszał się powoli, aż dostrzegł miejsce, w którym ktoś przeciął metalową siatkę. Prześlizgnął się przez dziurę i przy okazji podarł sobie koszulę i podrapał ramiona. Nawet tego nie zauważył. Kolano i biodro dawały mu się we znaki, ale nie zwracał na nie uwagi, skupiony na czekającym go zadaniu. Przyglądał się z ponurą miną zaniedbanej budowli. Większość okien zabito deskami, chwasty porastały zadbany niegdyś trawnik. Kilka dachówek obluzowało się i spadło, roztrzaskane leżały na zarośniętych ścieżkach ogrodu. Pośrodku okrągłego podjazdu królowała fontanna, oczywiście sucha; anioł nalewał wodę z dzbana do większego zbiornika.

trzymał broń w gotowości. – Nie ruszaj się – burknął do Bentza. Dłoń z pistoletem nawet nie drgnęła. – Póki tego nie wyjaśnimy, nie wolno ci nawet drgnąć, jasne? O1ivia wyłączyła telewizor, przeciągnęła się na sofie w saloniku i zagwizdała na psa. Zazwyczaj o tej porze już spała, ale dzisiaj chciała obejrzeć do końca zapamiętany sprzed lat kiczowaty film. Sprawdź plasterki sera, starał się ustalić miejsce ich pobytu. Liczył, że przynajmniej część bliskich znajomych Jennifer nadal mieszka w pobliżu – mógłby się umówić na spotkania. Oczywiście, o ile ktoś w ogóle zechce z nim rozmawiać; zapewne większość uważa go za osobę niepożądaną. Zakładał, że część znajomych się wyprowadziła – będzie musiał ich odnaleźć, skontaktować się telefonicznie. I co im powiesz? Że wydaje ci się, że widziałeś Jennifer, chociaż pochowałeś ją dwanaście lat temu? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Połączył się z Internetem, uchylił odrapane żaluzje, aby widzieć parking, i rozsiadł się na niewygodnym krześle. Położył na krakersie cienki plasterek sera, spojrzał w okno i zobaczył, jak błękitny pontiac z lat sześćdziesiątych zatrzymuje się przy krawężniku. Facet za kierownicą, w cyklistówce w kratę, z małą bródką, zabrał pakunki z tylnego siedzenia i wysiadł. W ślad za nim z samochodu wyskoczył łaciaty psiak, kundel z domieszką Jacka Russella, i zatańczył