- Wyglądasz na zmartwioną. - Imogen zamknęła drzwi. - Kto ci popsuł dzień moich urodzin? - Założę się, że zgadnę - burknęła pod nosem Flic. Karolina przyjrzała się jeszcze raz pudełeczku, po czym odłożyła je z powrotem na łóżko. - Co tym razem zrobiłyśmy? - dopytywała się Imogen. Karo spojrzała na córki, które od pierwszej chwili po narodzinach darzyła tak wielką ślepą miłością. Choć serce ściskało jej się z bólu, wiedziała, że zawsze pozostanie wobec nich lojalna. Powiedziała im o oskarżeniu Matthew. - Widzisz? - Imogen podeszła sztywno do okna i utkwiła wzrok we wrzosowisku. - Widzisz teraz, co my z nim mamy? 99 - Więc co wylewałaś do muszli? - Nic! - Imogen odwróciła się twarzą do matki. - Niczego nie wylewałam do kibla. Nie miałam w ręku żadnej butelki. Bo i po co? - No właśnie - zawtórowała jej Flic. - Dlaczego Matthew miałby coś takiego wymyślać? - spytała bezradnie Karolina. - Przecież to takie... takie... - Dziecinne? - podpowiedziała jej Flic. http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl Nie mógł zmierzyć się z projektem Dagenham, pochylił się więc nad deską i zaczął coś gryzmolić. W swym nowojorskim mieszkaniu przy Pięćdziesiątej Drugiej często w niedzielne poranki - po obowiązkowej lekturze „Timesa" - mazał sobie bezmyślnie grubym pisakiem i czasem nawet, choć nieczęsto, wychodziło z tego coś obiecującego. Nie oczekiwał, żeby dziś miało tak się stać, ale uznał, że skoro Bianco wyszedł, może sobie pozwolić na luksus szkicoterapii, aby w ten spo244 sób rozładować wewnętrzny niepokój. I rzeczywiście - pomogło: te mocne, pionowe i poziome krechy węglem dawały mu poczucie wyzwolenia. W końcu węgiel pękł, a Matthew, odchyliwszy się na krześle,
dłonie, pozwalając im opaść na kolana. Kahli zaskamlał i podszedł do niej z końca pokoju. Otworzyła oczy, próbując doprowadzić myśli do mniej więcej normalnego stanu. Wszystkie siostry były teraz na górze, Flic pobiegła tam w złości, a Chloe pewnie wciąż przeżywa swą zdradę... - O Boże - jęknęła Zuzanna, wstając. Kahli natychmiast zamerdał Sprawdź obudzić cię, abyś jak zawsze rozpięła mi suknię — powiedziała lady Rothley. — Lecz w takim razie będzie lepiej, 70 jeśli położysz się na moim łóżku i zdrzemniesz, dopóki nie wrócę. — Gdyby ktoś zobaczył, że dopuszczam się takiej lèsemajesté, dostałby chyba ataku serca! — odparła Tempera. — Zamkniesz drzwi na klucz — nakazała lady Rothley — a ja wracając delikatnie zapukam. Zresztą, jeśli będę głośno rozmawiać na schodach, na pewno sama się obudzisz. Tempera ucałowała macochę z wdzięcznością. — Jesteś taka dobra i troskliwa, belle-mère. — Jakże miałabym nie być? — odrzekła lady Rothley. —