Glenda popatrzyła na pięknie zdobione biurko Quincy'ego. Na blacie stał nowoczesny telefaks. Obok znajdował się skórzany fotel. Wszystko idealnie dopasowane, jakby zrobiła to dobrze wychowana żona dla męża praco¬ holika, kiedy jeszcze byli małżeństwem... Wyszarpnęła pierwszą szufladę. Pióra, ołówki, futerał na czeki Louisa Vuittona. Otworzyła niższą szufladę, potem kolejną. Na koniec wysunęła ostatnią. Znajdowały się w niej prawie nienaruszone trzy paczki papieru. Człowiek, który mało pisał, na pewno by je tu umieścił. Myliła się, jeśli chodzi o kwiaty i jedwabne wstążki. Kremowy papier sprzedawano w pięknym pudełku z drzewa sandałowego przewiązanym skórzanym paskiem. Papeterie Gepetto, import z Włoch. W opakowaniu znajdowało się dziewiętnaście arkuszy. - Och, Quincy - szepnęła Glenda, trzymając pudełko w dłoni. - Och, Quincy, jak mogłeś? 191 28 Portland, Oregon Kiedy Rainie się obudziła, Quincy'ego już nie było. Popatrzyła na czerwone cyfry budzika. Siódma rano, czyli dziesiąta czasu wschodniego. Quincy i Kimberly pewnie od paru godzin byli już na nogach. Przeczesała http://www.tani-architekt.net.pl mimo to w ostatnim czasie oddaliła się pani od niego. Dlaczego? Kimberly zesztywniała. - Nie wiem, o co panu chodzi. - O napady niepokoju. Mówiła mi pani o nich, ale chyba nie powiedziała pani o tym swojemu ojcu? Kimberly znów spuściła głowę. - Nie. Chociaż nie wiem. Wmawiam sobie, że nie powinnam go niepokoić, ale ostatecznie chyba nie o to chodzi. Myślę... Nie chcę być spięta, nerwowa. No, wie pan, jak Mandy. Doktor Andrews skrzywił się. Rozsiadł się wygodnie. Kimberly pierwszy raz zauważyła, że był naprawdę zaniepokojony. Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się, a jego spojrzenie nie było już tak surowe jak zawsze. Przez chwilę wydawał się prawie człowiekiem.
żeby wytrwała, lecz Elizabeth jasno widziała swoją drogę. Musiała myśleć o Amandzie i Kimberly. Córki potrzebowały stabilizacji, spokojnego życia, a nie ojca, którego wywoływano nagle z boiska, gdzie grał z dziećmi w piłkę, tylko po to, żeby jechał oglądać jakieś zwłoki. Zwłaszcza Amanda miała z tym problemy. Nigdy nie zrozumiała, dlaczego może oglądać ojca dopiero wtedy, gdy zabójcy sobie odpuszczali. Sprawdź Detektyw Albright uniósł brwi. - Wyjaśnijmy to sobie. Zgadza się pan sprawdzić kogoś, nie zadając dodatkowych pytań? - Jak sam pan powiedział, od ośmiu lat byliśmy rozwiedzeni. Jej życie prywatne zupełnie mnie nie obchodzi. - Życie prywatne? Podejrzewał więc pan, że jej miłosne zainteresowanie... - Tego nie powiedziałem - zareagował ostro Quincy, ale było już za późno. Detektyw Albright robił już nowe notatki. Teraz - pomyślała Rainie - mają już motyw. Znany klasyczny motyw zazdrości byłego męża. - Panowie! - powiedziała stanowczo. - Rozumiem, że nie mamy nic lepszego do roboty o piątej rano, ale czy panowie nie rozumieją tego, co jest zrozumiałe?