- Tak, ale nie pytaj o nie, bo chcą zrobić ci niespodziankę.

Santos zaśmiał się. - Niezupełnie. Nienawidzi mnie. W końcu to ja rozwaliłem jego interes. Zapadło milczenie. - Nie rozumiesz? - zapytał, orientując się, że Gloria się pogubiła. Przez chwilę nie odpowiadała, po czym pokręciła głową. - Nie rozumiem. Skoro cię nienawidzi, dlaczego chce ci przekazać informację? - Dobre pytanie. Też mnie to zastanawia. Prowadzę sprawę Śnieżynki, Chop mnie zna... Możliwe, że ma coś za uszami i chce zawrzeć układ. - Może powinieneś zadzwonić do Jacksona i poprosić o wsparcie? - Wsparcie? - powtórzył ze śmiechem. - Obejrzałaś za dużo filmów policyjnych. Rozmowa z informatorem to naprawdę nie to samo co bezpośrednie zagrożenie życia. Gloria zerknęła niepewnie na wejście do klubu. Na ulicy roiło się od ludzi, jak zwykle w sobotę. Co jakiś czas ktoś wchodził do lokalu lub z niego wychodził, co dawało możność zerknięcia do środka, gdzie panował spory ścisk. - Pójdę tam, zaczekaj w samochodzie. Za dziesięć minut będę z powrotem. - Pochylił się, pocałował Glorię i otworzył drzwiczki. - Potem idziemy na margeritę. Wyskoczył z auta i przeszedł przez jezdnię. W klubie rzeczywiście było tłoczno. Na scenie skąpo odziana kobieta podrygiwała w takt ogłuszającej muzyki. Cuchnęło piwem, papierosami i potem. Santos przypomniał sobie lata przepracowane w Dzielnicy. Dojrzawszy Chopa za barem, jął przeciskać się przez tłum. Jakiś facet w koszulce z napisem Dixie Beer zderzył się z nim, oblewając piwem. - Uważaj, człowieku. - Santos zatoczył się do tyłu, ktoś znowu go trącił, poczuł czyjąś rękę na plecach. - Uważaj, kurwa... Facet wyszczerzył garnitur zepsutych zębów. - Sorry - powiedział, chwiejąc się na nogach, lecz nie wyglądał na specjalnie zakłopotanego. - Moja wina. Santos błysnął odznaką. - Zdaje się, że masz już dość. Spadaj stąd. Mężczyzna postąpił krok do tyłu, nie przestając się szczerzyć. - Jak pan każe, szefie. http://www.szfalnia.pl - Sądzisz, Ŝe zechce wrócić? - Mam taką nadzieję. Byłoby to najlepsze wyjście z sytuacji. Dla Alli najlepszym wyjściem byłoby to, Ŝeby Mark się w niej zakochał i nie puszczał jej nigdzie, lecz wiedziała, Ŝe oznaczałoby to czekanie na gwiazdkę z nieba. - Co powiesz na kolację z grilla? Mark uniósł brwi. - W piątki czekamy zawsze, Ŝe pani Sanders coś nam przygotuje. Alli uśmiechnęła się. - Byłoby przyjemnie, gdybyś usmaŜył nam hot doga albo hamburgera. Jakąś prostą potrawę. Ja biorę na siebie dodatki. - Na przykład? - Sałatka kartoflana, pieczona fasolka, kukurydza. - Brzmi to fantastycznie - rzekł Mark z uśmiechem.

się na twarzy niedowierzaniem. - Ty jesteś córką Mildred Lind? - Tak - odparła Alli. - No proszę, jaki świat jest mały! Znałam twoją matkę. Gdy wyszła za mąŜ, chodziłyśmy do tego samego kościoła. A potem wyjechałam z męŜem na parę lat. Po powrocie kupiliśmy kawałek ziemi za miastem, bo rodzina nam się powiększyła. Sprawdź prosił, prosił ją o pomoc, której mu nie odmówiła. Gdy zobaczył Alli ponownie, powinien był ją przeprosić i uciec przed nią. Nie ulegało dla niego kwestii, Ŝe gdy wyjdzie za mąŜ, zechce mieć dzieci, a on w tej sprawie był nieugięty. Zaliczała się ponadto do kobiet, które oczekują od męŜa miłości, a Mark był do niej niezdolny. Wobec Eriki wypełniał tylko swoje obowiązki, nic więcej. Tak trudno jest Alli zaakceptować ten stan rzeczy? Dzwonek telefonu przerwał te jego rozmyślania. Szybko podniósł słuchawkę. - Halo? - Jake Thorne jest na linii, sir. - Dzięki. Przełącz go. I po chwili: - Jake? Co u ciebie, stary? - Wyszedłem z lokalu wyborczego, zobaczyłem twój wóz przed studiem i