awantury? Rozumiem was obie. Jestem przecież matką i sama

- Całą noc? - nie chciała, żeby aż tak się dla niej zarzynał. - A poza tym... pracujesz w niedziele? - Zwykle nie pracuję - zachichotał - ale dziś mam coś pilnego do załatwienia. - Słuchaj... Strasznie mi głupio. Nie chciałam, żebyś aż tak się poświęcał. Przepraszam. To nic pilnego, mogło przecież poczekać do rana. - Ludzi, z którymi musiałem pogadać, nie spotyka się za dnia. - Rozumiem. Mogłam się domyślić - sama nieraz miała do czynienia z takimi typkami. an43 85 - Mam dobre i złe wieści. Dobre to takie, że udało mi się zebrać informacje o Diazie, którego ścigasz. Złe, że prawdopodobnie na nic ci się one nie przydadzą. - Co masz na myśli? - Szukasz faceta, który porwał twoje dziecko, prawda? To by oznaczało, że obracał się w rejonie Chihuahua dziesięć lat temu. To nie mógł być Diaz. On pojawił się dopiero jakieś pięć lat później. http://www.studium-medyczne.info.pl/media/ syna. Musiała tylko uważnie śledzić wszystkie tropy. Robiła to od dziesięciu lat i poświęci następne dziesięć, jeśli tak będzie trzeba. Albo dwadzieścia. W ogóle nie wyobrażała sobie zarzucenia poszukiwań. Przez wszystkie te lata starała się wyobrażać sobie, jakie byłyby zainteresowania Justina, jak mógłby się zmieniać, rosnąc. Kupowała zabawki, które mogły mu się spodobać. Czy wolałby bawić się piłką, czy samochodzikami? Czy mruczałby „brum, brum!", jeżdżąc nimi po dywanie? Gdy minęły jego trzecie urodziny, Milla wyobraziła go sobie na trzykołowym rowerku. Rok później, jak sądziła, zacząłby zbierać kamyczki, dżdżownice i inne takie drobiazgi. Wkładałby je sobie do małych kieszonek w spodenkach. Nie mogła się wprawdzie zmusić do podnoszenia robaków, ale kamienie... to było do

enigmatyczne oczy nie oddawały istoty gwałtownego zła, które w nim żyło. Zapewne miał nóż gdzieś przy nodze, pistolet na plecach i Bóg jeden wie, jakie jeszcze narzędzia tortur pochowane po kieszeniach. Ale co on tu robi? To wszystko nie powinno go już obchodzić. Rozstali się w złości, a twarz Diaza była ostatnią, którą Milla miała ochotę oglądać w tej trudnej godzinie. Wciąż była na niego tak Sprawdź Musieli więc teraz bawić się tym, co mieli. Nie było wyboru, Milla nie odpuściłaby jedynej możliwości dorwania Diaza. Diaz. Człowiek nieuchwytny i nierealny niczym duch. Może tym razem się uda. - Musimy zyskać trochę czasu - powiedziała. Nigdy nie ryzykowali przemycania broni przez granicę. Zawsze kupowali ją po tamtej stronie. Zresztą zazwyczaj nie była im potrzebna, najczęściej cała rzecz sprowadzała się do rozmawiania z ludźmi. Ale czasami zdrowy rozsądek podpowiadał, żeby mieć przy sobie coś do samoobrony Milla zadzwoniła do Joann Westfall, mając nadzieję na złapanie swojej zastępczyni w domu. Niestety, usłyszała automatyczną sekretarkę. Zostawiła wiadomość, krótko informując Joann, dokąd się