przez ramię.

- Będzie aŜ do twojego powrotu. Za parę tygodni dowiem się czegoś od pani Tucker, czy wróci do Royał, czy nie. - Sądzisz, Ŝe zechce wrócić? - Mam taką nadzieję. Byłoby to najlepsze wyjście z sytuacji. Dla Alli najlepszym wyjściem byłoby to, Ŝeby Mark się w niej zakochał i nie puszczał jej nigdzie, lecz wiedziała, Ŝe oznaczałoby to czekanie na gwiazdkę z nieba. - Co powiesz na kolację z grilla? Mark uniósł brwi. - W piątki czekamy zawsze, Ŝe pani Sanders coś nam przygotuje. Alli uśmiechnęła się. - Byłoby przyjemnie, gdybyś usmaŜył nam hot doga albo hamburgera. Jakąś prostą potrawę. Ja biorę na siebie dodatki. - Na przykład? - Sałatka kartoflana, pieczona fasolka, kukurydza. - Brzmi to fantastycznie - rzekł Mark z uśmiechem. - A więc ustalone. Pocałował ją, po czym ruszył w stronę drzwi. Po południu, w wolnej chwili, zadzwoniła do siostry. - Jak minęła wczorajsza randka, Karo? - Naprawdę chcesz wiedzieć, Alli? A moŜe zamierzasz wygłosić mowę, http://www.stomatologwroclaw.net.pl/media/ Christine. Zszedł po schodkach z werandy i obserwował, jak Alli wysiada z samochodu. Znów opadły go wątpliwości, czy aby nie popełnił błędu, sprowadzając tu tę dziewczynę. Lecz nie miał wyboru - było to jedyne wyjście z sytuacji. - Cieszę się z twojej decyzji - powiedział, podchodząc do niej. Uśmiechnęła się, a on, jakby sobie na złość, poczuł ogarniające go ciepło. Odurzył go zapach jej perfum. Wiedział od dawna, Ŝe jest to zapach ogromnie pobudzający, bardzo zmysłowy. Włosy miała rozpuszczone, opadające na ramiona, tak jak lubił. W promieniach słońca nabierały kasztanowego połysku. - Ja teŜ się z tego cieszę - powiedziała, podchodząc do niego i biorąc Erikę z jego rąk. Dziewczynka pamiętała Alli, bo kiedyś Mark zabrał ją do studia i mała wyciągała rączki do wszystkich w jego gabinecie. Mark martwił się tym, Ŝe jest taka ufna, i obiecywał sobie, Ŝe jak dziewczynka podrośnie, nauczy ją dystansu wobec

jeszcze trzy piekielne dni. Będzie się modlić, by Daniel nie odkrył jej tajemnicy. - To twój dom? - spytała Amy, wyglądając przez boczną szybę samochodu. - Jest bardzo ładny. Wygląda jak domek z bajki! - Tak, to rzeczywiście uroczy, mały domek - odparła Willow, Sprawdź Gdy tylko kobieta wyszła, Mark otworzył okno i usiadł na parapecie. Lepiej być nie mogło, pomyślał. Z jadalni dobie¬gały hałasy, więc ewentualne krzyki z góry nie zostaną usłyszane. Zresztą kobiety zazwyczaj protestują dla zasady, mówią „nie” mając na myśli „tak”, i nie było wątpliwości, że po chwili dziewczyna ulegnie. Pozwolił sobie wybiec myślami naprzód i z uśmiechem wyobraził sobie ich spot¬kanie. W tym czasie Lysander i Clemency dotarli pod zajazd. Nie zajechali główną bramą, ale od razu udali się w stronę stajni. - Pokój znajduje się od frontu - szepnął markiz. - Wie pani, co robić? - Chyba tak... - To dobrze. I proszę się nie martwić, panno Stoneham. Jeśli tylko zachowa się pani tak, jak mówiłem, wszystko potoczy się gładko. Słowa markiza brzmiały nadzwyczaj kategorycznie i Cle¬mency nie miała odwagi dłużej protestować. Podeszła do bocznych drzwi, a markiz kiwnął na Barlowa. - Ten dżentelmen znajduje się na już na górze, jaśnie panie. Przyjechał dziesięć minut temu - wyjaśnił oberżysta, patrząc na Clemency, która stała w cieniu i starała się jak najbardziej zasłonić kapturem twarz. - Dobrze. I trzymaj język za zębami - rzekł Lysander. - Mam do wyrównania rachunki z panem Richmondem i nie chcę, żeby mi przeszkadzano. - Z całym szacunkiem, milordzie, ale nie chcę kłopotów z prawem. - Nie będziesz ich miał - odparł Lysander krótko. Kiwnął głową na oberżystę i Barlow, mrucząc coś pod nosem, odszedł. Mark siedział na parapecie i wyglądał przez otwarte okno, kiedy rozległo się niecierpliwe pukanie do drzwi i do pokoju weszła zdenerwowana Clemency. - Lady Arabella! - zawołała. - Gdzie jest lady Arabella?