Cieszyła się z osiągnięć chłopców,

– Daisy nigdy nie kazała ci pracować tak ciężko. – Skąd wiesz? – Bo mieszkam w jej domu. Czasami wieczorem... sama nie wiem... ale mam wrażenie, jakby jej duch nadal tu był. Wyobrażam sobie, że była pracowita i oszczędna, ale również bardzo dobra i umiała się cieszyć życiem. – Była wiecznie niezadowoloną, zgryźliwą starą Jankeską. Lucy nie wzięła jego słów poważnie. – Aha, więc to po niej jesteś taki zgorzkniały. – Uśmiechnęła się. Sebastian wycelował w nią łopatkę. – Mogłem sprzedać ten dom pewnemu prawnikowi z Bostonu. – To dlaczego tak nie zrobiłeś? – Bo sprzedałem go tobie. Opadła na krzesło i wpatrzyła się w ogród. Sebastian pomyślał, że w Lucy harmonijnie wymieszały się siła i kobiecość. Nie należało jej lekceważyć. Obróciła się i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. – Miejscowi już zaczęli nazywać mnie ,,wdową Swift’’. Na twoją babcię mówili ,,wdowa Daisy’’. http://www.stomatologwarszawa.org.pl/media/ Lucy skinęła głową. – Wiem. Czy to może wypalić? – Nie tutaj, na biurku. Ale gdybyś go upuściła albo przejechała po nim na przykład kosiarką do trawy, to owszem. Lucy przebiegł zimny dreszcz. – To niedobrze – powiedziała powoli. – Gdyby wypalił w takiej sytuacji, to nie miałabyś żadnej kontroli nad torem jego lotu. Używając pistoletu, możesz przynajmniej w coś celować. Możesz również spudłować, ale gdybyś wjechała na to kosiarką, ten pocisk poleciałby tam, gdzie by mu się podobało. – Głos Roba był spokojny, ale ciemne oczy przybrały poważny wyraz. – Gdzie to znalazłaś? Lucy nie chciała kłamać, ale nie miała również ochoty ujawniać

- Sinclairze - szepnęła. Gdy nagimi piersiami dotknęła jego gładkiego torsu, w głowie jej zawirowało. - Nogi się pode mną uginają. - Może powinnaś się położyć. - Bez wysiłku wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. - Na czym to ja skończyłem? - Powiódł po niej wzrokiem. - A, już wiem. Sprawdź - Ale... - Pocałuj mnie. Nie musiał jej namawiać. Wręcz wpiła się w jego usta, równie wygłodniała jak on. Próbowała ściągnąć z niego frak, ale ją powstrzymał. - Nie trzeba - szepnął. Zsunął jej suknię z ramion, nachylił się do krągłej piersi, zaczął ją całować, drażnić językiem. Następnie posadził sobie Victorię na kolanach i podciągnął w górę jej ciężkie spódnice. Sama rozpięła mu spodnie, a on wszedł w nią z cichym jękiem. - Tak? - spytała zdyszanym głosem, unosząc się i opadając.