Ręka w rękę wkroczyła z ojcem do holu - i zaparło jej dech w piersiach. Hotel zawsze zdawał się jej taki wspaniały. Z sufitu zwieszał się ogromny żyrandol rzucający świetliste refleksy na ściany i podłogę, połyskiwały mosiężne ozdoby i wypolerowane boazerie z cyprysu. Mama mówiła, że wnętrza St. Charles są zbyt bogate, ale dla Glorii było to najpiękniejsze miejsce pod słońcem. - Jestem z ciebie bardzo dumny - szepnął tata, ściskając jej dłoń. - Pewnego dnia będziesz zarządzała tym hotelem. Już teraz widać, że świetnie sobie poradzisz. Gloria rozpromieniła się na tę pochwałę. Ojciec przyprowadzał ją do St. Charles od chwili, kiedy zaczęła chodzić, wyjaśniał wszystko, co wiązało się z prowadzeniem hotelu. Wielu rzeczy nie rozumiała, ale zawsze słuchała pilnie ojcowskich słów, szczęśliwa, że traktuje ją jak dorosłą osobę. To właśnie dzięki tym rozmowom zdążyła już nieźle poznać St. Charles i wiedziała, na czym polega zarządzanie rodzinną firmą. Hotel miał sto dwadzieścia pięć pokoi i apartament zajmujący ostatnie piętro, gdzie nocowało trzech prezydentów USA: Roosevelt, Eisenhower i Kennedy. W St. Charles zatrzymywali się też wszyscy gubernatorzy Luizjany, od czasu gdy hotel otworzył swoje podwoje, a także gwiazdy filmowe: Clark Gable, Marylin Monroe, Robert Redford. Nie dalej jak przed rokiem mieszkał tutaj Elton John, chociaż tata wcale nie był szczęśliwy, że przyjazd piosenkarza ściągnął do hotelu tłumy nastolatek polujących na autografy. Gloria i Philip przeszli przez hol. Po lewej znajdowała się recepcja, po prawej bar, gdzie późnym popołudniem goście popijali herbatę z biskwitami i konfiturą. Pomiędzy recepcją i barem usytuowane było wejście do Sali Renesansowej. Ojciec zatrzymał się na chwilę przy recepcji. - Dobry wieczór, panie St. Germaine, dobry wieczór, panienko - dziewczyna za ladą przywitała ich uśmiechem. - Witaj, Madeline. Jak tam dzisiaj? - Dziękuję, spokojny dzień, mimo że prawie wszystkie pokoje mamy zajęte. - A w sali restauracyjnej? - Sporo gości. - Gdzie Marcus? - zapytał Philip, mając na myśli kierownika nocnej zmiany. Dziewczyna zawahała się przez chwilę. - Chyba w barze. - Będziemy w sali restauracyjnej. Jeśli go zobaczysz, przyślij do mnie. - Jesteś wściekły na Marcusa, prawda? - zagadnęła Gloria, kiedy ruszyli w stronę wejścia do restauracji. - Nie, nie jestem wściekły, tylko trochę zawiedziony. Marcus opuszcza się w pracy. Gloria zacisnęła usta. - On pije, prawda? - Skąd ci to przyszło do głowy? - zdziwił się ojciec. http://www.stomatologkrakow.net.pl otworzyły się bezszelestnie. Alexandra zadrżała, kiedy chłodne nocne powietrze owiało jej gołe nogi. Wypuściła psa do niewielkiego ogrodu, który przylegał do domu. - Pospiesz się, Szekspirze. Jest zimno. - Już próbuje pani uciec? Odwróciła się gwałtownie. Krzyk uwiązł jej w gardle. Przy furtce stał lord Kilcairn. - Milordzie! Gdyby nie blask świecy, w ogóle by go nie dostrzegła. Od stóp do głów był ubrany na czarno. Kiedy się poruszył, błysnął śnieżnobiały fular. - Dobry wieczór, panno Gallant. Albo raczej dzień dobry. - Przepraszam - powiedziała, drżąc nie tylko z zimna. - Zapomniałam wyprowadzić Szekspira przed snem. - Przeziębi się tu pani na śmierć. - Och, nie. Całkiem przyjemna noc.
- Już jesteś w wielkich tarapatach, Wimbole. Zmarszczył brwi. - Może powinienem się wytłumaczyć. - O, tak, proszę. Nigdzie mi się nie spieszy. Zaczęły jej drętwieć nogi. Znowu spróbowała przesunąć się choć o cal. - Pracuję u lorda Kilcairna od dziewięciu lat. W tym czasie byłem świadkiem różnych Sprawdź w odległości kilku kroków od wezgłowia łóżek, brzęcząc cichutko coś w rodzaju melodyjki. Następnie pilnowała, by dzieci sprawnie się ubrały i zeszły na śniadanie, miały umyte twarze i dobry nastrój, (gdy były w złym humorze, Niania brała je na barana i razem, ku ogromnej ich radości, zjeżdżali na dół. Cóż to była za przyjemność! Prawie jak jazda kolejką górską — Bobby i Jean wisieli na Niani, zupełnie bez tchu, a ona zabawnie zsuwała się po schodach, tocząc się w so- bie właściwy sposób. Niania, co oczywiste, nie robiła śniadania. Był to obo- wiązek kuchni. Towarzyszyła jednak dzieciom, nadzoru-