czułem, na miłość boską, nie zapomnę tego do

- Wyciągnij rękę. Nie tak, dłonią do góry. - No ty i sypnołaś! - stęknęła najemniczka. - To zamiast kolacji, czy czo? - Liźnij chociażbym raz, tylko tak, żebym widziała. - A jak on działa? - Nie wiem, te wilki albo wdychały go razem z powietrzem albo po prostu zaczął przeżerać się przez skórę. W praktycznego magii żuczkojad wykorzystuje się jako składnik zatrutych przynęt, tak żeby dotarł do wnętrza. Nie bój się, dla ciebie jest nieszkodliwy. - Poczekaj, sprawdzałaś już mnie tak? - Oburzyła się Orsana. - Kilka razy. I ciebie, i Rolara, nawet po krótkotrwałych wyprawach w krzaczki. Liż, przeklinać będziesz potem. Nie chcę wysłuchać kupy wymówek, które okażą się od łożniaka. Dziewczyna z wyrzutem przekrzywiła się na mnie, zmrużyła oczy i jak skazaniec liznęła dłoń. Po delektowała się, połknęła i liznęła znowu, już z przyjemnością: - Słodki. Jak mąka z cukrem. A to prawda, że jest pożyteczny dla zdrowia? - Tumanie. – powiedziałam zmęczona, przysiadając się na najbliższym łóżku i chowając twarz w dłoniach. - Się ledwie na nogach trzymam, a ona jeszcze przebiera - szkodliwy, pożyteczny... Przyjaciółka przestała przeklinać i ulokowała się obok. Pchnęła mnie leciutko ramieniem: - Co się stało? Ona nie chcę ci pomóc? - Przeciwnie. Nawet wyraziła życzenie być obecną, by wszystko przeszło jak trzeba. -- przekrzywiłam się na świecę i ta zgasła. Ćmy trysnęły we wszystkie strony, zaczynając lot, i dalej szeptałyśmy między sobą w miejscu niewidocznym z ulicy. - Doskonale! - Wątpię. Zbyt lekko poszło, czuję jakiś podstęp. - W Arlissie nie jesteśmy potrzebni, to prawda. - Orsana mocna poskrobała ślad po ukąszeniu komara na nadgarstku. -- Nie nazwali nas niewolnikami, lecz gośćmi na pewno nie jesteśmy. Szybciej, cennymi zakładnikami w obozie wojennym, przy czym z kim oni wojują jest dla nas niezrozumiałe, chyba po prostu komuś podpadliśmy. - Słusznie. Co więcej, - zamierzają nas cały czas pilnować, i wiem nawet jak, lecz nic nie mogę zrobić. Boję się, że pozostaje nam tylko obserwować rozwój zdarzeń... - Zanim będzie za późno - niecierpliwie oberwała mnie Orsana. -- A gdzie Rolar? Wiesz jakie ma tu sprawy? - Nie. Przecież zaprowadzili go gdzieś razem z tobą! - Nas prawie od razu rozwiązali i wypuścili. Powiedzieli, byśmy siedzieli cicho i czekali na ciebie, ale w tym samym czasie zmieniali ochronę i on zwiał. Myślisz, że nie mógł... - ...Zwabić was w pułapkę? - Rolar lekko skoczył przez parapet. -- Nie. Wpadłem w nią razem z wami. Mam złe nowiny, koleżanki. http://www.slubne-autka.com.pl/media/ Teraz trzeba było przede wszystkim wynieść Danny'ego w jakieś chłodne miejsce, dać mu lek przeciwgorączkowy i dużo picia, a dopiero potem się zastanawiać, jak wybrnąć z sytuacji. Przykucnęła i zaczęła zbierać najważniejsze rzeczy: portfel, butelka z piciem dla Danny'ego, klucze od willi Elaine... - Co ty wyprawiasz? - usłyszała za plecami znajomy męski głos. - Czemu nie wsiadłaś do samolotu ze wszystkimi? - Boże! Jak dobrze, że jesteś - zawołała, po raz pierwszy uszczęśliwiona obecnością Nikosa Kristallisa. Nawet łzy przestały płynąć po policzkach. - Danny

………………………………………………………………………………………… /rozpoznanie (po polsku)/ 4godz. poniedziałku piątku Proponowane ilości godzin……………..od …………………….do ……………. W/w wymaga wykonania przez inne osoby następujących czynności: Pomoc w czynnościach życia codziennego, spacery z chorą, Sprawdź W ogóle jej nie usłuchał, tylko nadal szczekał, rozgrze-bując łapami coś, co wyglądało na mały, pokryty liśćmi kopczyk. Phyllis podniosła rower i podeszła bliżej. - Co tam masz, Dirk? Spaniel przestał kopać i spojrzał na nią wyczekująco. Phyllis Eder pochyliła się niżej i zamarła. To nie żaden kopczyk. Nie ma mowy o pomyłce. Pod warstwą liści i gałązek leżały zwłoki kobiety. 50 - Jest znacznie lepiej.