- Jakieś kłopoty? - bąknęła niepewnym głosem. - Myślałam, że wczoraj wszystko

Najmłodsza - niewiele starsza od Hope - podała jej jabłko: błyszczące, czerwone, dojrzałe. - Na wypadek gdybyś zgłodniała - powiedziała cicho, ze łzami w oczach. Wzięła owoc, choć palił dłoń niczym żrący kwas. Miała ochotę odrzucić go precz i uciec. Powstrzymała się, podniosła wzrok, spojrzała z uśmiechem w oczy dziewczyny. - Dziękuję, Georgie. Jesteś kochana, że o mnie pomyślałaś. Wyszła na zewnątrz, matka szła obok. Znad rzeki czuć było ciepły, leniwy powiew wiatru. Owiewał Hope, otulał, a odpływając, zabierał ze sobą odór domu, odór przeszłości. Jej przeszłości. Matka wzięła ją w ramiona i mocno uścisnęła. - Moja kochana, maleńka. Tak bardzo mi będzie ciebie brakowało... Hope miała nieodpartą ochotę wyrwać się z objęć matki, pobiec do czekającego auta. Przemagając się, pozwoliła matce na ostatni pocałunek. W duchu przysięgała sobie, że już nigdy więcej nie poczuje na skórze jej brudnego dotyku. Dotknięcie grzechu. Kierowca chrząknął. Dzięki Bogu, pomyślała Hope i uwolniła się z ramion Lily. - Muszę już jechać, mamo. - Wiem. Zadzwoń zaraz, jak tylko dotrzesz na miejsce. - Lily z trudem powstrzymywała łzy. - Zadzwonię. Przyrzekam - skłamała Hope. Ruszyła w kierunku samochodu, licząc kroki. Z każdym następnym czuła, że zostawia za sobą kolejny fragment przeszłości. Rzeczy minione odpadały płatami, niczym kawałki zbutwiałej materii ze starego, cuchnącego odzienia. Kierowca otworzył drzwiczki. Zatrzymała się na moment i spojrzała przez ramię na Dom, na matkę stojącą w cieniu, na dziewczęta zbite w progu w ciasną gromadkę. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Dzisiaj narodziła się na nowo, jako Hope Penelope Perkins. Uwolniła się od Cienia. Jabłko wysunęło się jej z dłoni. Pozwoliła mu upaść i wsiadła do samochodu. CZĘŚĆ I http://www.scenawgrodzkiej.com.pl żeby zapomnieć o Lucienie Balfourze. - Zapomnij o niej - poradził Robert. - Zdobyłeś się na tytaniczny wysiłek, ale nic z tego nie wyszło. Koniec. Lucien puścił Fausta kłusem, nie oglądając się na wicehrabiego. Poprzedniej nocy w klubie Boodle'a wypił za dużo whisky, ale za to mógł teraz tłumaczyć fatalne samopoczucie łomotem w głowie, zamiast przyznawać się, że cierpi w powodu Alexandry Beatrice Gallant. - W Londynie są setki dam, które z radością wyjdą za ciebie za mąż. - Wcale nie z radością - burknął, zaczynając kolejne okrążenie po pustej ścieżce dla powozów. - Owszem. Jesteś bogaty, przystojny i utytułowany. Niewielu kawalerów może się poszczycić tymi trzema przymiotami jednocześnie. - Nie próbuj mnie pocieszać. Nie jestem w nastroju. - Zauważyłem. Dlatego staram się pomóc.

Uznała, iż pozwoli mu sądzić, że miała trudną przeszłość i dyskusja o niej sprawia jej ból. Było w tym wiele prawdy. Pomyślała o śmierci rodziców, o tym, jak wiele straciła, nie uczestnicząc w życiu rodzeństwa. Wydawało się jej, że nie zasługuje na miłość, czułość, prawdziwy dom. Jednak nigdy nie zdecydowała się na porzucenie CIA. Te problemy nie dokuczały jej tak bardzo aż do dzisiaj. Zdawała sobie sprawę, iż dotąd interesowała ją tylko kariera. Nie mogła pozwolić, by ten mężczyzna i jego dziecko rozbili ochronny mur, który wokół siebie zbudowała. Miała swoją pracę i zamierzała do niej wrócić. Na razie Karolina jej potrzebowała, a Bryce nie. To, co do niej Czuł, było wyłącznie pożądaniem. U podłoża tej fascynacji leżał seks. Sytuacja nie była łatwa, lecz wystarczyło, by Klara panowała nad emocjami i trzymała się z dala od tego człowieka. Wiedziała, że wystarczy jedno dotknięcie jego skóry, by znów zapomniała o całym świecie. ROZDZIAŁ TRZECI Sprawdź Rozbawiony ściągnął brwi. Panna flirciarka? Nie miał nic przeciwko temu. - Który mianowicie? Wygładziła fałdy plisowanej szkockiej spódnicy. - Wierzysz, że w życiu warto czekać. - Ty nie? - No wiesz! Kto by chciał czekać? Mam na coś ochotę, to biorę. Zaśmiał się. Już wiedział, z kim ma do czynienia: rozpieszczona, zaczepna, pewna siebie. W Vacherie, ogólniaku, który skończył, pełno było jej podobnych. A jednak zaintrygowała go. - Zdaje się, że ostro żyjesz. - Uważasz, że to źle? - Tego nie powiedziałem. - Fakt. Jak masz na imię? - Santos. - Oparł się o ścianę windy. Nie, nie zrewanżuje się tym samym pytaniem. Zamiast się odąć, jak oczekiwał, dziewczyna zmrużyła oczy.