- Nie mam takiego zamiaru.

- Ta-ta! Ta-ta! Krzyk dziecka wyrwał ją z zadumy. Coś podobnego! - myślała. Ona wciąŜ wpatruje się w jego usta. Zaczerwieniła się i postawiła ramkę ze zdjęciem na komodzie. - Nie, maleńka! - usłyszała głos Marka. - Musimy pokazać Alli cały dom. Czując się juŜ pewniej, Alli popatrzyła na Erikę, a kiedy mała wyciągnęła do niej rączki, uśmiechnęła się do dziewczynki i pocałowała ją w policzek - Mówi do ciebie tata - rzekła. - Tak, ale wolałbym, Ŝeby tak się do mnie nie zwracała. Był wzburzony Alli pochwyciła jego wzrok. Na jego twarzy malował się smutek. - Dlaczego? - Bo nie jestem jej tatą. - Dobrze, nie jesteś, ale dla niej jesteś, i to jest całkiem naturalne, jak jedzenie, picie, spanie. Ty jesteś dla niej częścią jej świata. MoŜe nie pamiętać juŜ rodziców i... - Chcę, Ŝeby pamiętała. Dlatego stoi tu ich fotografia. Kiedy Erika podrośnie, opowiem jej o nich. Musi wiedzieć, Ŝe to są jej rodzice, a ja jestem tylko wujkiem, opiekunem. Alli starała się na niego nie patrzeć, ale niewiele z tych starań wynikało. Zamyśliła się. Jakaś fałszywa nuta zabrzmiała w jego głosie a Alli wyczuła to i http://www.rybka-kosmetolog.pl - Mam nadzieję, że zgodzisz się mnie poślubić, bo zamierzam teraz zachować się bardzo nieprzyzwoicie - po-wiedział. Kąciki jej ust podniosły się w lekkim uśmiechu. - Znowu, milordzie? - zapytała z udaną powagą. Lysander rozchmurzył się nagle, zaśmiał się głośno i przyciągnął ją do siebie. - Lecz tym razem nie potrzebuję, by ktoś przedtem zdzielił mnie po głowie! Pocałuj mnie, najdroższa! Wkrótce oboje zapomnieli o całym świecie. Oprzytomnieli dopiero po dłuższej chwili i zaczęli rozmawiać. Lysander usiadł w potężnym fotelu ze skóry i posadził ją sobie na kolanach. - Nawet nie masz pojęcia, co przeżyłem - Pogłaskał ją palcem po policzku. - Łatwo jest prosić o rękę nieznajomą dziewczynę i żądać posagu w zamian za tytuł. Sprawa wyglądała zupełnie inaczej, gdy chodziło o ciebie, bo zrozumiałem, że cię kocham. Czułem, że nie mam ci nic do zaoferowania. - Kocha mnie pan, milordzie. - Clemency przekręciła się w jego objęciach i cmoknęła go lekko w policzek. - Czy to nie wystarcza? - Lysandrze - poprawił ją markiz. - Zgadzam się, że to absurdalne imię, ale wolę już to niż suchy tytuł. - W takim razie Lysandrze - odparła z wdzięcznym grymasem. - Wiem, że mówić tak jest rzeczą wielce niestosowną, ale musisz mi wybaczyć, bo zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia. Wyobraź sobie moje przerażenie, gdy odkryłam, kim jesteś! Lysander zaśmiał się i mocniej ją przytulił. Dostrzegła w nim ogromną zmianę. Nigdy nie będzie prawdziwie przystojnym mężczyzną; jest zbyt chudy i kościsty, ma ciemną cerę i orli nos, ale to wszystko wydawało się nieważne. Teraz, kiedy śmiał się, patrząc jej w oczy, zauważyła, że twarz mu złagodniała i wyglądał na całkiem innego człowieka. Czarne jak owoce tarniny oczy już nie mroziły lodem, ale błyszczały tkliwym ciepłem, a usta przestały przypominać cienką kreskę. Clemency miała przed sobą prawdziwego Lysandra - człowie¬ka wrażliwego i czułego. Lysandra przepełniało szczęście; świat znów stanął przed nim otworem. To było nowe, wspaniałe doświadczenie. Uwolnić się od bagażu długów pozostawionych przez ojca i brata, zachować dom i mieć zapewnioną przyszłość, a wszystko dzięki najpiękniejszej dziewczynie, jaką znał, która łączyła w sobie doskonałość umysłu i ciała! Ledwie potrafił w to uwierzyć. Mógł jedynie całować bez końca te cudowne usta podobne do płatków róży i wpatrywać się w jej niewiarygodnie błękitne oczy. Jednak nie było im dane nacieszyć się sobą do woli. Lady Helena i Arabella, siedząc na górze, słyszały przyjazd powozu. Arabella podbiegła do okna, lecz dostrzegła tylko czubek kapelusza wchodzącej do środka Clemency. Czas mijał powoli, a lady Helena zerkała raz po raz na zegar stojący nad kominkiem.

- Cholerne szczęście - mruknął Mark. Spojrzał na pielęgniarkę, która stała w drzwiach z kartą pacjenta w ręku. - Chyba o nas chodzi - szepnął. - JuŜ idziemy, siostro - powiedział. Na widok Eriki pielęgniarka uśmiechnęła się. - Miło mi. A to mała panna Hartman? - zapytała, podając Markowi rękę. - Jestem Laurie, pielęgniarka doktora Coverta. Sprawdź - A pani do nas oczywiście dołączy. Chyba że ma pani jakieś obiekcje? R S - Ależ skąd, tylko zazwyczaj nie jadam wystawnych kolacji z rodzinami, dla których pracuję. - W tym wypadku zaproszeni goście stanowią część rodziny, więc będzie to zwyczajna kolacja. -. Westchnął, nie kryjąc zniecierpliwienia. - Życzę sobie, by włożyła pani dzisiaj mundurek. Tak, jak się umawialiśmy, będzie go pani nosić przez tydzień, a później porozmawiamy. - Wziął z powrotem do ręki gazetę. - Dziękuję, panno Tyler, to chyba wszystko. - Właśnie sobie przypomniałam, co miałam powiedzieć, - nim przyszła pani Caird. Chodziło o żonę Brocka, Jo. Zamierzałam