- Ktoś go wreszcie załatwił. Pewnie kiedy podrzynał mu gardło, nie miał pojęcia, jaką wyświadcza nam przysługę. Ale to jeszcze nic, mała - ciągnął z uśmiechem, wjeżdżając do Dzielnicy Francuskiej od strony Canal Street i wąskimi uliczkami kierując się w stronę Bourbon. Po chwili zaparkował, wyskoczył z samochodu, otworzył drzwiczki od strony Glorii. - Wysiadamy, proszę wycieczki.

- Przepraszam, że pchnąłem cię w objęcia Monmoutha, ale nie miałem wyjścia. - Dlaczego? - Bo nie wyszłabyś za mnie pod pretekstem, że nie chcesz mojej pomocy. Teraz już jej nie potrzebujesz. Przez chwilę patrzyła na niego wzrokiem, w którym ciekawość walczyła o lepsze z uporem. - Odmówiłam ci nie tylko z tego powodu. - Wiem. - Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej złożoną kartkę. - Mam nadzieję, że dzięki temu znikną inne powody. Wsunął list przez kratę. Wzięła go po chwili wahania. - Co to jest? - Nie czytaj go teraz. Zaczekaj do wieczora. Najlepiej, żebyś była wtedy sama. - Dobrze. Zamierzasz tu zostać na noc? - Nie. Muszę wracać do Londynu. Robert i Rose chcą się pobrać pod koniec sezonu, gdy wszyscy będą jeszcze w mieście. - Więc to kolejne pożegnanie. - Mam nadzieję, że nie. - Żałował, że nie może chwycić jej w ramiona i przełamać zapamiętałego uporu. - Pragnę, żebyś za mnie wyszła, Alexandro, lecz nie będę cię więcej błagał. Przeczytaj list. Gdybyś miała ochotę na podróż, będę w Balfour House do dziesiątego sierpnia. - Wsunął rękę przez pręty, ale nie podała mu swojej. - Następnym razem ty będziesz http://www.revelare.pl/media/ Tymczasem Hope wyprostowała się i ze spokojną już twarzą odwróciła się do siostry Marguerity. - Trudno mi wyrazić, jak bardzo jestem rozczarowana. Posłaliśmy Glorię do niepokałanek, by uchronić ją od tego rodzaju wpływów. Philip i ja przekazujemy duże sumy na utrzymanie szkoły i zapewnienie jej odpowiedniego standardu. Oczekuję, że siostra zajmie się... sytuacją. Natychmiast. Czy wyrażam się jasno? Siostra Marguerita westchnęła. - Jest kilka rozwiązań. Powinnyśmy się nad nimi zastanowić. Nie chcę podejmować pochopnych decyzji... - Pochopnych? - powtórzyła Hope, unosząc brwi w dobrze obliczonym oburzeniu. - Nie sądzę, byśmy podejmowały pochopne decyzje. W każdym razie ja nie chciałabym decydować „pochopnie”, kiedy przyjdzie czas kolejnej dotacji na rzecz szkoły. Siostra Marguerita pochyliła głowę. - Zajmę się tą sprawą, pani St. Germaine. Liz w osłupieniu przysłuchiwała się rozmowie obu kobiet. Matka Glorii obiecywała, że wstawi się za nią u siostry przełożonej, tymczasem teraz wyraźnie żądała usunięcia jej ze szkoły. Hope St. Germaine podeszła ją. Sprytnie, z zimnym wyrachowaniem zmusiła do zdradzenia przyjaciółki. Zerwała się na równe nogi. - Proszę pani, proszę tego nie robić! Gloria jest moją najlepszą przyjaciółką! Ja tylko chciałam pomóc! Nigdy nie zrobiłabym nic, co mogłoby jej zaszkodzić! - Za późno na takie zapewnienia. Uczyniłaś już wystarczająco dużo, żeby jej zaszkodzić. Zrujnowałaś jej życie. - Ale ja potrzebuję tego stypendium... - jęknęła Liz. - Błagam panią, niech pani nie pozwoli, żeby usunięto mnie ze szkoły.

Stanęła, ale nie śmiała odwrócić głowy. - Mam ci powiedzieć prawdę? - zapytała Gloria. – Nie miałaś racji. To ty jesteś odważna, nie ja. Ja nie musiałam nigdy znosić wyniosłych min tych snobek. Mnie chroni nazwisko i forsa mojej rodziny, a ty masz w sobie siłę, na którą mnie nigdy nie byłoby stać. Liz odwróciła się powoli. Zobaczyła przed sobą zupełnie inną Glorię od tej, która łamała wszystkie zakazy i kpiła sobie z cudzych opinii. Ta nowa Gloria stała na środku łazienki z opuszczoną głową i zwieszonymi ramionami. Była niepewna, zagubiona. I bardzo samotna. - Miałaś rację - ciągnęła. - Nie mam prawdziwych przyjaciół, bo nikogo do siebie nie dopuszczam na tyle blisko. - Dlaczego? - zapytała Liz. - Dlaczego chowasz się w skorupie? Sprawdź - Owszem. Jeśli wybierze pan kobietę posiadającą odrobinę inteligencji, lepiej niech pan jej nie oświeca w sprawie swoich uczuć czy też raczej ich braku. O dziwo, poczuł się w tym momencie jak kompletny osioł. - Czy nie powinna pani skupić się na przygotowaniu mojej kuzynki do małżeństwa? - Tak, milordzie. Opuszczając gabinet, posłała mu spojrzenie, które mówiło, że wykorzystuje swoją pozycję. Przy pannie Gallant najwyraźniej tracił rozum. Jedną z jego zasad było wykorzystywanie każdej przewagi, ale zanosiło się na to, że również od niej będzie musiał odstąpić. Wiedział, że guwernantka będzie go unikać do końca dnia, więc poszedł na obiad do Boodle'a. Pod oknem wypatrzył wicehrabiego Beltona. Podszedł do niego z uśmiechem. - Od paru dni jesteś nieuchwytny - stwierdził Robert, sięgając po butelkę madery. - Ciebie też ostatnio nigdzie nie widać.