a Clark jeszcze to potwierdził.

Julianna poruszyła się i uniosła powieki. Zapuchniętymi oczami spojrzała na Kate. – Gdzie jesteśmy? – W Houston. Przynieść ci coś do jedzenia? Muszę zadzwonić. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄ- TY DRUGI Luke siedział na schodach swego domu, czekając na Kate. Nie zapalił światła na werandzie. Otaczały go dźwięki nocy. Bzyczenie owadów, wycie uwiązanego psa i dalekie odgłosy miasta, zbyt dużego, żeby kiedykolwiek miało zasnąć. Odchylił się do tyłu i oparł na łokciach. Kiedy Kate zadzwoniła, miał właśnie przypływ mocy twórczych i usilnie pracował nad nową książką. Był tak pogrążony w świecie swoich bohaterów, że musiał trzy razy zapytać, kto dzwoni, aby w końcu zrozumieć. Kate. Jego wspaniała Kate. Zmarszczył brwi i spojrzał w ciemne niebo, ogarnięty wątpliwościami. Po jej głosie poznał, że jest zmęczona i przestraszona. Powiedziała tylko, że ma poważne kłopoty, jest z dzieckiem i przyjaciółką, i potrzebuje schronienia. Choćby na tę noc. Powiedziała, że to poważna sprawa. http://www.restoria.com.pl tenisówek, szła szerokim holem, w którym stała średniowieczna zbroja. Zaglądała mimochodem do mijanych pokojów. Zwróciła uwagę na obrazy, antyczne sofy i wazy tak delikatne, że wydawało się, iż mogą pęknąć od samego dotknięcia. Weszła do salonu. Minęła dwoje zamkniętych drzwi. Pewnie Blackthorne nie chce, by ktokolwiek tam wchodził. Było tu tyle zakamarków, że starczyłoby zwiedzania na wiele dni. Domyślała się już, że najwyższe piętro to teren zakazany. Otworzyła drzwi na taras. Poczuła na twarzy łagodną pieszczotę ciepłego, ale wilgotnego powietrza. Odetchnęła głęboko, smakując słone powietrze, a potem zamknęła za sobą drzwi i zbiegła na plażę. Dotarła na dół, zdyszana. Roześmiała się. Nie najlepiej z formą! Wyprostowała się i obejrzała za siebie. Popatrzyła na zamek na

JEDNA DLA PIĘCIU 143 i przyrzekłyśmy nie mieć przed sobą sekretów. Do tej pory zawsze tak było. - Wiem. - Więc dlaczego teraz nie chcesz ze mną rozmawiać? - wykrzyknęła Cecile. Sprawdź – Do adopcji? – powtórzyła, czując, że zachowuje się jak idiotka. – Nie, nie myślałam o tym. Bo myślała tylko o Johnie i o tym, jak przetrwać. Lekarz pokiwał głową. – W tym kraju jest wiele par, które nie mogą mieć dzieci. Tysiące miłych, bogatych ludzi, czekających na możliwość zaadoptowania niemowlęcia, któremu pragną zapewnić prawdziwy dom i miłość. – Z poważną miną pochylił się ku niej. – Jest pani w trzecim trymestrze, Julianno, i to wszystko skończy się już niedługo. Nie chce pani dziecka, lecz aborcja jest już wykluczona. Pozostaje więc oddanie dziecka do adopcji. Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. – Ale jak mam znaleźć tych ludzi? – W Nowym Orleanie jest kilka organizacji, które się tym zajmują,