ma jeszcze straży. - Pochylił się, żeby sprawdzić, czy

- Aha - potwierdził Len. -- Kilka minut dobierałem słowa i kiedy wreszcie wydusiłem: “Wiecie, wasza siostra… niezbyt mi się podoba” - on machnął ręką i oświadczył: “A, mi też! No i leszy z nią, chociaż uzgodnijmy cła”. Po czym popatrzyliśmy na siebie jak szaleni, roześmialiśmy się i początek przyjaźni był za nami! Rolar cierpliwie przeczekał wybuch śmiechu i spróbował się usprawiedliwić: - Rola obrażonego brata mi nie wyszła, więc myślę, że chociaż ekonomię poprawię! Jestem doradcą, musze myśleć o dobru doliny, a sprawy miłosne Władców mnie nie obchodzą! - Nie zdziwię się, jeśli podzieliliście okup - westchnęła Orsana. - Przepili! - uroczysto poprawił Rolar. - W “Srebrnej podkowie”, razem z trollem, jak mu tam było? Wal? - Jak ukryłeś to przed Lereeną? - Ona nie może czytać moich myśli. Chyba to jedyna zdolność, którą odziedziczyłem od matki-Władczyni. -- Wampir trochę posmutniał, ale w tej samej chwili potrząsł głową i uniósł się w strzemionach, próbując dojrzeć mnie za Lenem: - Wolha, czemu milczysz? Zasnęła? - Umarła - ponuro burknęłam, nawet nie odwracając się do przyjaciół, by przypadkiem nie zderzyć się spojrzeniem z Władcą Dogewy. - No tak, ciężki przypadek... - westchnął Rolar, na pewno nie mając na myśli mojego zgonu. - Może się wreszcie pogodzicie? - nie wytrzymała Orsana. - Nie kłóciliśmy się - obojętnie sprzeciwił się Len. Zgodnie kiwnęłam, chociaż chciałam go tak walnąć pięścią w bok, żeby aż z konia spadł. Przyjaciółka wzniosła oczy do nieba i pełna wyrzutu po¬kołysała głową, ale zostawiła nas w spokoju. Parę razy urządzaliśmy wyścigi, ale uogólnienie spieszyliśmy się, tak, że przez jeden dzień dotarliśmy tylko do Brasu i przejechaliśmy może jeszcze z dziesięć wiorst. Na nocleg zatrzymaliśmy się w szczerym polu, obok małej bezimiennej rzeczki. Daleko na południu czarniał las. Jego chłodny zapach było czuć aż tu. Woń igliwia rozchodziła się po łące. Pomogłam rozpalić ognisko i odeszłam na stronę, usiadłam na trawiastym brzegu rzeki, objąwszy rękoma kolana. Rozsiodłane konie brodziły w wodzie, oświetlone czerwonym zachodem słońca. Nigdy w życiu nie czułam się taka zmieszona i samotna. I co mam teraz robić? Leszy z nią, z Nadworną Wiedźmą, ale jak mam się pogodzić z Lenem? Za co tak ze mną walczy? O bogowie, a jeśli przez... Podszedł do mnie Rolar i wygodnie usiadł, też udając, że lubuje się zachodem. - Rolar, pytanie życia i śmierci! - szybko wyszeptałam, oglądając się na Lena. -- On pamięta, co mu powiedziałam? Tam, po tamtej stronę Kręgu? http://www.reologiawbudownictwie.info.pl/media/ wioskami i pogodnym usposobieniem wnuka. Edward uwielbiał braciszka, ale żartował sobie z niego, w miarę jak obaj rośli. - Za wolno się ruszasz - narzekał przy wspólnej zabawie. - Jest jeszcze malutki - upominał go Christopher. - Musisz być cierpliwy. - I jestem, ale on czasem jest taki niezdarny! - Nie wszyscy rodzą się lekkoatletami, jak ty, Ed. - Tatusiu, co to „lekkoatleta"? - Ktoś, kto świetnie biega, skacze i tak dalej. - Jack nie umie skakać - zauważył Edward. - Oczywiście, że umie! - obruszył się Christopher.

- Czy wiecie, kto jej to zrobił? - wykrztusił wreszcie Tony. - Jeszcze nie. Ale się dowiemy. Pojawił się sierżant Reed z filiżanką herbaty, ale Tony potrząsnął tylko głową. - To może pan? - Reed podsunął filiżankę Sprawdź stronę pustego, ciemnego kominka. - Najbardziej ze wszystkiego chciałabym skończyć z tym raz na zawsze. Kazać ci się wynieść i nigdy więcej nie zbliżać do mnie ani do naszych dzieci... - Urwała, bo nagle osłabła. - Lizzie? - Postąpił krok w jej stronę. - Dobrze się czujesz? - Nie waż się do mnie zbliżać! Oczywiście, że nie czuję się dobrze, ty cholerny durniu! I wcale nie dlatego, że ktoś cię sprał na kwaśne jabłko, Bóg mi świadkiem, żałuję, że nie postarali się lepiej. - Wcale tak nie myślisz. - Christopher ponownie opadł na sofę.