- Powiedz, ¿e nigdy nie bedziesz tego ¿ałowała.

matki. - Nie bedzie zła, ¿e wło¿yłam jej sukienke? W drugim pokoju rozległ sie niski, gardłowy smiech... Kuchnia pachniała tłuszczem i dymem papierosowym. - Ma ich tyle, ¿e nie bedzie jej brakowac tej jednej. - Mama - szepneła teraz Marla, czujac jak oblewa ja zimny pot. Rozmawiała ze swoja matka. W górze leniwie obracał sie wentylator, a na szybie przymknietego okna brzeczała mucha. Ale co robiłaby Victoria Amhurst w tej obskurnej sypialni z po¿ółkłymi firanami, wystrzepionym dywanem i zakurzonymi ¿aluzjami? Gdzie wtedy były? Dlaczego ma wra¿enie, ¿e w domu? Marla wstrzymała oddech, zaciskajac palce na kołdrze i le¿ac na łó¿ku - na tym kuriozalnie wielkim ło¿u z palisandru - i starała sie przywołac twarz matki. Widziała zdjecia w albumach, ale nie pamietała matki zupełnie. Dlaczego, na Boga, matka na pierwszy bal miałaby dawac Marli suknie po kims? U¿ywana suknie? Chyba ¿e ona wcale nie jest Marla Cahill. Nie jest ¿ona Alexandra Cahilla. I nie jest córka Victorii Amhurst. Czy to mo¿liwe? Dotkneła twarzy, powiodła palcami po http://www.psychoterapeuta-kolobrzeg.pl/media/ niczego. - Niczego? - Nie rozmawiał pan z moim lekarzem? - Tak, wspominał o amnezji. - Czy w oczach policjanta nie kryło sie przypadkiem niedowierzanie? Jeszcze jeden cyniczny gliniarz. - To prawda i bardzo mnie to meczy - dodała Marla, podwijajac rekawy koszuli. - Prosze wierzyc, ¿e chciałabym panu pomóc, ale własciwie nic nie wiem. - Westchneła i 81 spojrzała na nadgarstek, na którym miała szpitalna bransoletke identyfikacyjna. - Nie pamieta pani nawet, co wyskoczyło przed maske

sekunda nabierały barw i precyzji. Rozpoznała obita zielonym sztruksem kanape, która kupiła kiedys na wyprzeda¿y, na której le¿ał włochaty pled zrobiony na drutach przez jej matke - nie chuda jak osa Victorie Amhurst o skwaszonej twarzy, ale inna, cieplejsza kobiete, pachnaca tytoniem i perfumami z wyra¿a nutka wanilii. Dolly... miała na imie Dolly. Sprawdź - Może powinniśmy się tego dowiedzieć. - My? - Natychmiast zrobiła się czujna. - No tak. - Oparł rękę na drzwiach i przytrzymał je, tak że nie mogła wyjść. Był tak blisko, że czuła jego zapach, mieszaninę potu, mydła i kurzu. Nachylił się jeszcze bardziej. Jej serce waliło jak oszalałe. Dostrzegła kilka czarnych włosków na jego rękach i nieregularny kształt źrenicy w uszkodzonym oku. Miał ciepły, lekki oddech. Po jej plecach pociekła strużka potu. Popełniła błąd, przyjeżdżając tutaj, przebywając z nim sam na sam. Wielki błąd. Z trudem przełknęła ślinę i starała się nie patrzeć na jego wargi, kiedy mówił. - Jeżeli ta dziewczynka na zdjęciu jest moją córką, to dobrze wiesz, że będę się angażował w tę sprawę. - Nie musisz... - Nie chodzi o zobowiązanie, Shelby - powiedział stanowczo, wpatrując się w jej oczy. - To sprawa więzów krwi. Rozdział 3 Shep Marson zaparkował policyjny wóz w cieniu samotnego żywodębu i otarł pot z czoła. Domek, w którym mieszkał przez ostatnich dziesięć lat - trzy sypialnie z łazienką - wyglądał bardzo niekorzystnie w bezlitosnych