- Jeszcze nic. Trzymam skrzyżowane palce, żeby nie zapeszyć.

- Idź, idź. Ja będę szukał. Dopiero po dobrych dziesięciu minutach uświadomił sobie, że nie wie, w której stronie leży East Heath Road. W ogóle nie wiedział, gdzie jest. A po Flic i psie zaginął wszelki ślad. Robiło się coraz ciemniej. Rozejrzał się dookoła, próbując się zorientować. Beznadziejne... Z jego perspektywy wrzosowisko było przeklętym przez Boga, dzikim pustkowiem, które z nadejściem nocy zmienia się w upiorną czarną otchłań. Flic i Kahli zaraz nadejdą. Chyba że pies utknął w mokradle. Spojrzał na swoje nogi, podniósł lewą i postawił znów na ziemi. Przynajmniej tu jest dość twardo. Szukaj bransoletki! Czas płynął. Robiło się ciemno, zaczął padać deszcz, wiatr się wzmagał. Wrzosowisko stawało się coraz bardziej wrogie. Żadnego śladu bransoletki, zresztą prawdę rzekłszy, Matthew przestał jej szukać. Musiał skoncentrować się teraz na odnalezieniu Flic i Kaniego. Nawoływał ich już wcześniej, podnosząc coraz bardziej http://www.prooptyk.pl - Czekać na Petera? Musiałbym zwariować. Przecież dobrze wiesz, jakie z niego ziółko. Tanner przypomniał sobie zabiegi Petera wokół nowej kelnerki. - Może i tak? - powiedział wolno. - Tym razem chyba jest trochę inaczej. - W słuchawce rozległo się zduszone prychnięcie. - Ja nie wracam, więc ty i Tonio też macie wolne. - Nie wiem jak Tonio, ale ja nie ruszę się z hotelu. Wolę się trzymać z daleka od tutejszych pokus. . - No to do zobaczenia jutro - zakończył rozmowę Tanner. - Trzeba mu było powiedzieć, że niedługo wrócisz - odezwała się Shey, nie kryjąc, że słyszała całą rozmowę.

Mężczyzna roześmiał się, a jego śmiech przerywały ataki chrapliwego kaszlu. - Pamiętaj, dziś musisz iść do schroniska i tam przenocować. Nieważne, że na dworze nie jest zimno. Musisz przespać się pod dachem i wziąć leki. Mężczyzna pokiwał głową i odszedł. Teraz jego miejsce Sprawdź — Mogłem się tego domyślać — powiedział. — To mój ulubiony obraz. Nie było go w kolekcji ojca, sam go kupiłem. — Jest w nim... coś... co go wyróżnia — wykrztusiła Tempera. — Wiem. Nie da się tego wyrazić słowami, lecz to istnieje. I wiem, że oboje odczuwamy to tak samo. — Może artyści tacy jak van Eyck malowali nie to, co widzieli oczyma... lecz to, co czuli w głębi duszy... — Tempera nie rozumiała, dlaczego wciąż próbowała oddać słowami to, co książę od razu określił jako niewyrażalne. Odwróciła głowę ku niemu i zdziwiła się, że siedzi tak blisko. W świetle księżyca wyraźnie widziała jego twarz.