- Przede wszystkim nie dałbyś rady mnie podnieść - odparowała i zwróciła się do Lucy: - Czy moja fryzura jest do uratowania? - Chyba tak. Zgubiłaś grzebień. - Ja go mam, Vixen - oznajmił lord William Landry, unosząc w górę delikatny przedmiot z kości słoniowej. - Oddam ci... w zamian za pocałunek. To dopiero niespodzianka! Poprawiając loki, które opadły na jedną stronę, posłała trzeciemu synowi diuka Fenshire chytry uśmiech. - Tylko za pocałunek? To moja ulubiona ozdoba. - Później możemy porozmawiać o innej nagrodzie, ale na razie pocałunek wystarczy. - Dobrze. Lionelu, pocałuj lorda Williama w moim imieniu. - Nie! Nawet za pięćset funtów! Wszyscy się roześmiali, a Victoria westchnęła w duchu. Wiedziała, że im dłużej będzie się z nim droczyć, tym bardziej będzie się upierał, że jest mu coś winna... a zresztą naprawdę lubiła ten grzebień. Wstała, podeszła do Landry'ego, stanęła na palcach i musnęła wargami jego policzek. Odsunęła się pospiesznie, żeby nie sięgnął do jej ust. Cuchnął brandy. - Poproszę o moją zgubę - zażądała, wyciągając rękę. Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu zadowolenia. - To się nie liczy - zaprotestował William, wyraźnie rozczarowany. Towarzystwo parsknęło śmiechem. - Moim zdaniem to był pocałunek - stwierdził Marley. - Cii - syknęła Lucy. - Lady Franton znowu na nas łypie. - Stara jędza - mruknął Landry i oddał grzebień właścicielce. - Sztywna jak nieboszczyk. - Może trzeba by ją poobracać w tańcu - podsunęła dziewczyna, chichocząc. - Przydałoby się jej jeszcze parę innych rzeczy - dorzucił wicehrabia. - Ałe sam wolałbym być nieboszczykiem, niż próbować ją rozruszać. http://www.pol-dent.pl - Źle bym o panu myślał, gdyby nie próbował pan znaleźć zabójcy swojego brata. Przynajmniej podejrzewam, że o to chodzi. - Nie pański interes. Hrabia odstawił kieliszek na stół. - Uważam Vixen za dobrą przyjaciółkę. Wiem, że nigdy nie wyszłaby za głupca, nawet pod przymusem. - Czy to komplement? - W pewnym sensie. Nie wiem, do czego pan zmierza, i nie mieszałem się w pańskie sprawy, bo Victoria pana lubi. Jeśli będzie pan potrzebował mojej pomocy, proszę dać mi znać. - Podniósł się z krzesła. - Moja żona już zaczęła robić aluzje, więc
wpatrywali się w siebie w milczeniu. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego. Czegoś, co nie dawało się nazwaç, a było silniejsze od wszystkiego, co dotąd znała. Nie była w stanie wytrzymać tego napięcia. Pochyliła głowę i wbiła wzrok w dłonie Sprawdź stopnie, i wśliznął się do gabinetu. Cicho otworzył okno balkonowe; przezornie naoliwił zawiasy od razu po powrocie do Londynu. Trzymając się cienia domu, pospieszył do stajni. - Bates! - zawołał szeptem. - Nareszcie - rozległ się za nim niski, gardłowy głos. Sinclair odwrócił się, błyskawicznym ruchem sięgając po pistolet. - Jezu! Przycisnął lufę do skroni intruza. - Nie ruszaj się. - Nie zamierzam. Na litość boską, Sin, to był żart. . Powoli opuścił broń i schował ją do kieszeni.