- Nie w ten sam sposób. Ja wcale nie sugeruję, że Karo choćby przez

kompletnym nieładzie. - Tak mi przykro - powiedział Matthew. Sylwia próbowała odsunąć się od Imogen. - Zostaw ją - poprosił. - Nie, nie - zaprotestowała słabo. Stał cicho przez chwilę, nie wiedząc, jak się zachować. Cisnęły mu się na usta dwa pytania, chociaż żadnego z nich nie wypadało mu zadawać w obecności dziewczynek. Niestety, Sylwia wyraźnie nie mogła ich zostawić, więc i on nie miał wyboru. - Gdzie ona jest? - Zabrali ją - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło. Musiała kilka razy przełknąć ślinę, zanim dodała: - Gdzieś do St Pankras, policjant powie ci dokładnie. Odrętwienie wciąż trzymało go w miejscu - zupełnie jak po środku znieczulającym. W końcu zadał i to drugie pytanie: - Co się stało? - Po chwili milczenia dodał: - Izabela mówiła, że Karo wypadła... - Tak. Z balkonu. - Z balkonu? - Słyszał swój głos; uświadamiał sobie, jak głupio brzmi to słowo, z jakim niedowierzaniem je wypowiedział. I nagle wpadło mu http://www.podloga-drewniana.info.pl/media/ Wypchnął ją bezceremonialnie z gabinetu i odprowadził aż do kuchni. Flic stała przy lodówce i piła kawę. - Flic, bądź łaskawa uprzedzać mnie, że mamy gości. - Znaczy, mam ich anonsować, jak jakiś staroświecki lokaj? - odparła z lodowatym błyskiem w oku. - Masz tu kawę, Zuzanno - dodała i wyszła. - To niepodobne do ciebie, Matthew - zauważyła Zuzanna. - Nigdy nie byłeś taki opryskliwy. - Czy przyszłaś w konkretnej sprawie? - Przyszłam, żeby dać ci upominek. Drobna rekompensata za to, że wyżarłam wszystko z twojego ślicznego koszyka, ale ponieważ wstałeś dziś lewą nogą, to po prostu zostawię go i... W tym momencie otworzyły się drzwi do ogrodu i wkroczył Mick

zielonych drzew — światła z przylądka St. Hospice. Daleko po prawej stronie, w Villefranche, lśniły jasno oświetlone jachty i statki handlowe, zakotwiczone na noc w porcie. To wszystko jest takie piękne, tak spokojne i ciche, pomyślała Tempera. To jakby jedna z postaci Boga. Cóż znaczą przy tym moje małe problemy? Na pewno wszystko Sprawdź delikatnie pod ramię. - Mnie też przyda się towarzystwo. Stary John już się nie odezwał. Sanitariusze zakryli i zabrali ciało biednej Izabeli, Flic przypuszczała, że do kostnicy St Pankras, tej samej, do której przewieziono jej matkę. Nie myśl o tym. - Zdawało mi się, że nie cierpisz metra? - zagadnęła starego Johna w taksówce. - Owszem - odrzekł nieco drżącym głosem - ale wszyscy czasem musimy gdzieś pojechać, prawda? - Dziś był straszny tłok - zauważyła Flic. - Zupełnie nie jak w weekend. Ogrodnik nie odpowiedział. - Pewnie większość ludzi jechała do centrum na zakupy - ciągnęła. - Jak my...