dodatku, tak jak i we wszystkich pozostałych klasach, ktoś zgasił światło.

misiów. Siatkę zdobiły pojedyncze róże, wstążki, krzyżyki, laurki „Kochamy panią, panno Avalon” i duże serce z goździków z napisem „Dla mojej córeczki”. Oczy Rainie rozbłysły mocniej niż zwykle. Pociągnęła głośno nosem. Quincy wiedział, że policjantka z całych sił stara się nie rozpłakać. Taktownie odwrócił wzrok. – Zdumiewające – odezwał się po chwili. – Z jednej strony te potworne zbrodnie budzą strach przed tym, co w człowieku najgorsze. No, bo co to za społeczeństwo, gdzie dzieci strzelają do swoich kolegów? A z drugiej strony wyzwalają się w nas ludzkie odruchy. Akty odwagi. Jedni pomagają drugim przeżyć, sanitariusze ruszają na ratunek, nauczyciele narażają życie, żeby unieszkodliwić sprawcę. Brat osłania siostrę własnym ciałem, kobieta udziela pierwszej pomocy obcemu dziecku, tłumiąc strach o własne. Wstrząśnięci ludzie wysyłają kwiaty, wiersze, świeczki, by dać rodzinom ofiar do zrozumienia, że nie są osamotnione. Teraz Bakersville jest w myślach i modlitwach całego świata. Rainie otarła kąciki oczu i zamrugała kilka razy powiekami. – Wczoraj – powiedziała zduszonym głosem – rozeszła się wiadomość, że szpital potrzebuje więcej krwi dla ofiar. Bractwo Elk natychmiast udostępniło swoją siedzibę Czerwonemu Krzyżowi. I ani się ktokolwiek obejrzał, a już ustawiła się długa na cztery przecznice kolejka ochotników. Sklep spożywczy rozesłał w tłum sprzedawców z darmową lemoniadą. Parę starszych pań zaopiekowało się młodszymi dziećmi. Ludzie stali w tej kolejce po dwie, trzy godziny, ale nikt nie narzekał. Wszyscy powtarzali, że chociaż tyle powinni zrobić. „Bakersville Herald” pisał dzisiaj o tym na pierwszej stronie. Samej http://www.pizza-dobra.com.pl/media/ nie wypowiadając ani słowa. Przewodnik się zdenerwował, zaczął wylewnie przepraszać i wyjaśniać, że zaraz ktoś po nich przyjedzie, po czym wyciągnął butelkę wina - tak na przeprosiny. Dziadek tylko na niego popatrzył. W końcu powiedział: Ta ziemia należy do Boga, i wrócił do kurnika. Cały dziadek. - Już go lubię - wyznała szczerze Rainie. - Był cudownym dziadkiem - powiedziała Kimberly i dodała bardziej przebiegle: - ale nie ojcem. Obie wróciły do popijania kawy. - Czy ty i tata spotykacie się? - spytała Kimberly, kiedy cisza trwała już zbyt długo. - Słusznie, najlepiej zacząć od prostego pytania. Ale Kimberly odziedziczyła po ojcu to przeszywające spojrzenie.

– Już czas – oznajmił radośnie. Danny spojrzał na niego obojętnym wzrokiem. – Jedziemy na wycieczkę, panie Q’Grady. Starzy wysyłają cię do wariatkowa. – Wesołek roześmiał się ze swojego żartu. Danny zwinął się jeszcze ciaśniej na łóżku. Za plecami dowcipnisia pojawiło się dwóch mężczyzn. Byli ubrani w mundury i Sprawdź Pierwsze dwie wiadomości były od klientów, którzy czekali na wieści w swoich sprawach. Rzeczywiście powinna się do nich odezwać. Trzy kolejne były puste. Po prostu ktoś dzwonił w godzinnych odstępach i za każdym razem odkładał słuchawkę. Skoro nie zadał sobie trudu, żeby zostawić wiadomość, Rainie postanowiła nie zawracać sobie tym głowy. Ostatnia wiadomość była od jakiegoś adwokata, o którym nigdy nie słyszała, a który prosił o podstawowy zestaw informacji. Spojrzała na zegar: Na wybrzeżu Pacyfiku musiała być czwarta rano. Sprytnie oddzwoniła do firmy adwokackiej. Powiedziała, że sekretarka wyśle coś pocztą. Zostawiła też numer do Motelu 6 na wypadek, gdyby tamten adwokat potrzebował szybszej odpowiedzi. Poczuła się bardzo pracowita i przebiegła, choć było jeszcze przed południem. Zasznurowała buty i zawahała się. Potem wsunęła swojego glocka do