Nie mogąc opanować przejęcia, słuchaczka poprosiła:

przedmiocie siły i słabości. Pelagia dowodziła, że „słabą płcią” nazwano kobiety niesłusznie, że to nieprawda, chyba że tylko w sensie siły mięśni, a i to nie u wszystkich i nie zawsze. Zapaliwszy się, mniszka nawet zaproponowała biskupowi, żeby pobiegli lub popłynęli na wyścigi, i wtedy zobaczy się, kto szybszy, ale od razu się opamiętała i poprosiła o wybaczenie. Mitrofaniusz zresztą wcale się nie pogniewał, roześmiał się tylko. – Ładnie byśmy oboje wyglądali – zaczął opisywać przewielebny. – Lecimy na złamanie karku po Wielkiej Szlacheckiej: szatki duchowne zadarte, nogami błyskamy, mnie się broda na wietrze w wieniec rozwija, tobie kudły ryże powiewają. Ludziska patrzą, żegnają się, a my nic – dobiegamy do rzeki i z urwiska – ba-bach... do wody, i po kozacku, i po kozacku. Uśmiała się też Pelagia, ale od tematu nie dała się odwieść. – Nie ma silnej płci i nie ma słabej. Każda połowa ludzkości jest w czymś silna, a w czymś innym słaba. W logice, oczywiście, lepsi są mężczyźni, stąd ich większe zdolności do nauk ścisłych, ale tu też kryje się pewien niedostatek. Wy, mężczyźni, staracie się wszystko uporządkować wedle gimnazjalnej geometrii, a na to, co wam w prawidłowe figury i kąty proste się nie układa, po prostu machacie ręką i dlatego często to, co najważniejsze, przegapiacie. I jeszcze wszystko wam się miesza, wiecznie jakieś duby smalone wygadujecie, aż wreszcie sami się nimi osmalacie. Na dodatek duma wam przeszkadza, a zwłaszcza boicie się znaleźć w ośmieszającej lub upokarzającej sytuacji. A kobiety się tym nie przejmują, my dobrze wiemy, że to lęk głupi i dziecinny. Nas łatwiej zbić z tropu w sprawach nieważnych, za to w tym, co istotne, naprawdę znaczące, żadną logiką się nas nie pokona. http://www.pizza-dobra.com.pl wnętrza wzgórza, dobiegł nagle ledwie słyszalny dźwięk, niepokojący i jakoś straszliwie nieprzyjemny, jakby gdzieś daleko ktoś miarowo drapał żelaznym pazurem po szkle. Pani Lisicyna zjeżyła się. Zrobiła kilka kroków do przodu – dźwięk ucichł. Przesłyszała się? Nie. Po chwili pazur znów wziął się do roboty. Serce drgnęło: nietoperze! Boże, skrzep duszę, obroń od głupich babskich strachów. Myślałby kto – nietoperze! Nie ma w nich niczego niebezpiecznego. A że krew wysysają, to nieprawda, dziecinne wymysły. Zatrzymała się niezdecydowanie, wpatrzyła w nieprzyjemną ciemność i nagle szybko ruszyła przed siebie. Galeria ciągnęła się dalej, ale w ścianach zarysowały się kontury trojga drzwi: dwojga z prawej, jednych z lewej. Spod tych z prawej przebijało się cieniutkie jasne pasemko. Cele pustelników! Kobiecy lęk przed latającymi stworami od razu się ulotnił. Nie ma głowy do głupstw,

żołądek zrobił fikołka. Jeszcze centymetr, a straciłaby panowanie nad sobą. Mogłaby przesunąć dłonią po jego twarzy. Poczuć stalowe mięśnie ramion i ud. Byłaby tylko kobietą, a on tylko mężczyzną i może wszystko stałoby się prostsze. A gdyby zasnął, wymknęłaby się z jego pokoju. Z niektórymi nawykami trudno zerwać. Rainie weszła do domu. Wyciągnęła wszystkie zdjęcia matki i rozłożyła je odwrotną Sprawdź chodzi się parami. Nauczycielka pozwoliła im iść razem. – A ostatnia ofiara, Melissa Avalon? Jest sama w pracowni? – Tak, to jej pora lunchu. Pracownia jest otwarta, żeby uczniowie mogli ż niej korzystać w trakcie przerwy. Avalon zamyka drzwi dopiero o pierwszej dwadzieścia. – A więc dzień jakich wiele? O pierwszej dwadzieścia nauczycielka zawsze zostawała sama? Rainie kiwnęła głową, z łatwością podążając za jego tokiem rozumowania. – Wszystko wskazuje na to, że to ona była celem, prawda? Sally i Alice przypadkowo zjawiły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. – Tak przypuszczam, ale nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków. – Quincy zajrzał do schowka woźnego i na widok bałaganu ściągnął brwi. – Rozumiem, że funkcjonariusz Cunningham to kawał chłopa – burknął. Rainie skrzywiła się.