- Podwiozę dziewczęta moją dwukółką, jeśli nie będzie przeszkadzała im ciasnota. Oriano, a co z tobą? Pojedziesz z ciocią Heleną?

senatora. Z chwilą jednak pojawieniamsię Eriki wszystko się zmieniło. Przestał w ogóle udzielać się towarzysko. - Co pani Ŝyczy sobie zamówić? Alli uniosła wzrok. - Poproszę o hamburgera, a na deser ciasto orzechowe z kremem. - Dla mnie to samo - rzekł Mark odkładając kartę. - Ma juŜ stanowczo dość - zauwaŜył Mark, wchodząc do domu ze śpiącą Eriką na ręku. Gdy wychodzili z restauracji, kolega zawołał Marka i dał mu bilety do cyrku w Midland. Do Midland jest stąd blisko, myślał Mark, świetna okazja, by wypuścić na szosę samochód Alli. Zamiast postawić swoją furgonetkę przed restauracją, zostawił wóz na parkingu Klubu Ranczerów. Po raz pierwszy Mark był pasaŜerem, a Alli kierowcą. Nie skąpił komplementów pod jej adresem, Ŝe tak dobrze prowadzi swój nowy wóz. - Zaniosę ją do łóŜka - powiedziała Alli, biorąc Erikę z jego rąk. Ten przypadkowy dotyk zwiększył u obojga napięcie seksualne, które pod wieczór i tak się pojawiło. - Mam ci pomóc? - zapytał przytłumionym głosem, licząc na to, Ŝe Alli odmówi. Potrzebny mu był dystans między nimi, Ŝeby jakoś się z tym problemem uporać. W drodze do Midland i z powrotem prowadzili miłą rozmowę, lecz on był http://www.oritrendy.pl/media/ - Nie zabawię tam długo - dokończyła. - Mario, interesuje cię to? - Milordzie? - Państwo Fabianowie zgodnie oświad¬czyli, że są do jej dyspozycji. - A ty, Adelo? - Nie pociągają mnie takie imprezy, kuzynko Heleno - odparła Adela. - Jestem pewien, że Diana będzie miała ochotę, prawda, moja droga? - zapytał markiz. Zmienił zdanie na temat młodszej kuzynki; pod płaszczykiem nieśmiałości i nieporad¬ności kryła się miła, ciekawa świata duszyczka. Dziewczyna kiwnęła głową i z błyskiem w oczach zerknęła na Arabellę. Ta zaś spojrzała pytająco na brata. - Podwiozę dziewczęta moją dwukółką, jeśli nie będzie przeszkadzała im ciasnota. Oriano, a co z tobą? Pojedziesz z ciocią Heleną? Oriana stłumiła ziewnięcie i odparła, że raczej nie. Jej zdaniem markizowi nie należało się nawet minimum grzecz¬ności, skoro postanowił tak samolubnie sprzedać ojco¬wiznę. - Nie uważam za rozrywkę pokazów błaznów - oznajmiła wyniośle. - Zostanę z panną Fabian. - Giles, a co ty o tym sądzisz? - spytała lady Fabian. Młodzieniec stanął przed sporym dylematem. Był na tyle młody, że pociągały go wiejskie jarmarki, jednak z drugiej strony chciał pozostać w pobliżu Clemency, a wszystko wskazywało na to, że dziewczyna nie pojedzie. - Myślę, że powinieneś wybrać się z nami, synu - odezwał się lord Fabian. Ten młodzian już wystarczająco długo naprzykrzał się pannie Stoneham. Dziewczyna bez wątpienia z radością przyjmie chwilę wytchnienia. Tymczasem Clemency przeprosiła gości i udała się do sali lekcyjnej. Nikt nawet nie zastanawiał się, czy ona zechce pojechać na jarmark, ale to dziecinada z jej strony, że czuje się tym urażona. Przecież jestem guwernantką, powiedziała sobie stanowczo; guwernantek zwykle nie bierze się pod uwagę przy planowaniu przyjęć i zabaw. Gdyby jej o to chodziło, zostałaby z matką na Russell Square. Będzie niemądra, jeśli pozwoli, by to ją przygnębiało. Ma tyle spraw na głowie, powinna się zająć czymś pożytecznym. W sobotę lekcje się nie odbywały, lecz zamierzała przykleić na tekturki kilka rysunków Arabelli i oprawić je w ramki. Nie w smak jej było zostać przez pół dnia z panną Fabian i Baverstockami, ale postanowiła nie wchodzić im w drogę. Dziwiło ją jedno. Nie mogła nie zauważyć, że panna Baverstock zaprzestała pogoni za markizem. Co to ma oznaczać? Czy znudziła się nim - nie, to absurdalny pomysł - a może jest już tak pewna swego, że nie obawia się sprawiać wrażenie obojętnej? W każdym razie Clemency miała przed sobą kolejne spokojne popołudnie. Mark udał się do Oriany, żeby razem z nią pisać list, który miał pociągnąć Clemency w przepaść.

- To samo co mebel w salonie? - Craig pokręcił smutno głową. - Czasem myślę, że jesteś jeszcze większą snobką niż twoja matka! Scott zaśmiał się głośno. - Dobranoc. Mam nadzieję, że niedługo ponownie się zobaczymy. Gdy samochód zniknął za zakrętem, Scott wrócił do domu. Sprawdź znikła? - Proszę - powtórzył chłopak, otwierając drzwi. Santos wszedł do środka, między półki i sterty pudełek. Szukał drzwi. Znalazł je. Żarówka oświetlająca napis „Wyjście ewakuacyjne” była przepalona, samo wyjście zagrodzone stosem pudeł. - Gdzie te drzwi prowadzą? - Do zaułka. Nie używamy ich. - Chłopak wskazał tabliczkę kodową zamka z migającą zieloną diodą. - To zabezpieczenie przed złodziejami. O to panu chodziło, detektywie? - Założył ręce na piersi. - O włamania? - Zgadza się. - Santos spojrzał na chłopca i uśmiechnął się. - Myślę, że wszystko w porządku. Bardzo mi pomogłeś. Dziękuję. Aha - odezwał się jeszcze, już od frontowych drzwi. - Blokowanie wyjścia ewakuacyjnego jest niezgodne z przepisami przeciwpożarowymi. Gdyby inspektor to zobaczył, mógłby zamknąć wasz interes. - Pogadam z wujem. - Koniecznie. - Mam nadzieję, że złapiecie tych włamywaczy. - Złapiemy. - Santos pochwycił jego spojrzenie. - Wszystkich łapiemy. Wyszedł na ulicę, chłopak zamknął za nim drzwi. Santos odwrócił się i zobaczył, że powrócił do rachunków. Zmrużył oczy. Coś mu się nie podobało w tym smarkaczu. Czuł przez skórę, że coś jest nie tak, choć jego przeczucia nie musiały mieć nic wspólnego z Tiną. Tymczasem teraz najważniejsza była ona. Zaklął, świadomy każdej uciekającej sekundy. Tina mogła oczywiście pójść sobie w swoją stronę, wcale by go to nie zdziwiło. Dlaczego jednak byłaby taka wystraszona? Czym? Wzywała go, prosiła o pomoc. Czemu więc się zmyła?