- To się rozumie samo przez się.

- Arlisska Władczyni nie lubi latających myszy. Podejrzewam, że ona ich po prostu boi się, jak każda kobieta. - Całą dolinę, mówisz? - Ja poważnie zastanowiłam się. Magowie też potrafią patrzeć cudzymi oczyma, lecz otrzymać wyraźny obrazek z odległości większej niż jedna trzecia wiorsty mało komu udaje się. Z dźwiękiem niewiele lepiej - wiorsta maksimum. -- Lecz myszy latają tylko w nocy, a zimą zapadają w sen. - Dlatego większość kradzieży w Dogewie odbywa się właśnie zimą - uśmiechnął się Rolar - by Władca nie został jej przypadkowym świadkiem. W pewnym stopniu wiem, że Arrakktur często korzysta z usług myszek, nie tylko ze względu na ciekawość. -- Rolar zniżył głos: - Siedem lata temu wpływowy troll zabił i obrabował dwóch samotnych wampirów, mieczem ściął głowę strażnikowi, który próbował go zatrzymać, i przeciął granicę, tak że doganiać go było za późno i na próżno. Inny Władca wszcząłby długą i, najprawdopodobniej, nieskuteczną rozmowę z trollim klanem, żądając wydania przestępcy, lecz tylko nie Arrakktur. Myszy dogoniły mordercę już w Kamieńcu, pośrodku głównego placu, w sam skwar, i żywcem rozdarli go na drobne kawałeczki - na oczach setek ludzi. Był okropny dyplomatyczny skandal, nieomal krok do ogłoszenia wojny, dlatego że trolle zgodziły się wziąć odwet za mord wspólnika, a Władca i słyszeć o niej nie chciał. Choć bardzo to dziwny, koniec końców trolle uznali jego słuszność i nawet uszanowali - u nich, w gruncie rzeczy, bardzo proste obyczaje, i zabytkowy obyczaj “krew za krew” kwitnie na zupełnie prawnych założeniach. Lecz po tym wypadku Lena zaczęli się bać nawet właśni Seniorzy, nie mówiąc już o ludziach. Gdyby wróg, który zabił trzech moich przyjaciół, miał mi się wymknąć, głęboko splunęłabym, że o mnie nie pomyślał. Lecz głośno powiedziałam: - Z człowiekiem czy wampirem on nigdy bym tak nie postąpił, jestem pewna. Są przecież i inne sposoby, nie takie... widowiskowe. Najemnicy, na przykład. - popatrzyłam na spokojnie śpiącą Orsanę, lecz wyobrazić sobie ją w ciemnym zaułku, z zimną krwią wbijającą zatruty sztylet pod serce przechodzącemu obok trollowi, nie mogłam. - Słusznie. Trolle uznają tylko grubą siłę, i on im ją pokazał. Szkopół w tym, że ją zobaczyli nie tylko oni, i mało kto zna Arrakktura w takim stopniu dobrze, by nazywać go Lenem. - On się nie pojawił? - Nie, chociaż wilki całą noc łaziły nieopodal i oblizywały się na nasze konie. Dobra, budź swoją przyjaciółkę, będziemy jeść śniadanie i zbierać się. Zbudzić Orsanę okazało się nie tak łatwo. Zazwyczaj najemnica podskakiwała od lekkiego stuknięcia w ramię, a teraz trzeba było nieomal kopać ją nogami. - Ty nie zachorowałaś? – zaniepokojona zainteresowałam się. - Nie-a - szeroko ziewnęła dziewczyna, masując przedramię, na którym odbiła się rękojeść miecza, który leżał pod kocem. -- Nie wyspałam się... - Strzegła - z przyjemnością naskarżył się Ro¬lar - ja - was, a ona - mnie. Całą noc oka nie zmrużyła! Ja, dla śmiechu przeszedłem się wokół ogniska, po oblizywałem się, skrzydła rozwinąłem... - Dla śmiechu, a jakże... - przewarczała zmieszana, lecz ani trochę nie przekonana dziewczyna - tylko czekał, póki zasnę! - Lecz nad ranem zasnęła - weselił się wampir, budując sobie ogromną kanapkę z serem i szynką. I w tym samym miejscu przypłacił za swoją zachłanność, na amen grzęznąc w niej kłami - ani tu, ani tam. Orsana niczego nie powiedziała, lecz obserwowała go z taką złośliwością, że wampir jednym rozpaczliwym szarpnięciem wydarł kanapkę, omal nie zostawiwszy w niej całej szczęki. - No i co z tych kłów? - zażartowałam. -- I przeszkadzają, i dziewczyny do rzeczy nie pocałujesz. - Jeszcze czego, całować... za to gryźć wygodnie. -- Rolar obmacał kły, uspokoił się i znów zabrał się do kanapki. Kiedy ugasiliśmy ognisko i wyszliśmy na mieliznę, słońce już wisiało nad horyzontem, migocząc na rzece złocistą ścieżką. Przy bezwietrznej pogodzie woda wydawała się nieruchoma, o jej nurcie przypominały tylko przelatujące obok szczapy drewna. - Dzionek dzisiaj będzie piękny! - rześko oświadczył wampir, dotykając wodę bosą nogą. -- O, cieplutka jak wprost od krowy krew! Teraz szybko przedostaniemy się na tamten brzeg - dobrze, on łagodnie położony. I pojedziemy dalej. http://www.oczyszczanie-organizmu.net.pl/media/ Allbeury'ego. Potem zamachnął się na nią i wtedy zobaczyła, że jest wysoki jak wieża. - Jest pan aresztowany! - wysapała. - Jejku, pani inspektor! - odezwał się Allbeury, gdy ciężar Wade'a przestał go przygniatać. - Pani wyczucie czasu poprawia się z każdym dniem! Christopher, ślepy z wściekłości i odurzony narkotykami, zadał kolejny cios Shipley, tym razem w plecy, że aż krzyknęła z gniewu i bólu. Novak złapał go za rękaw, ale Wade mu się wyrwał i wybiegł przez otwarte drzwi. - O nie, nic z tego! - Shipley dogoniła go na szczycie schodów, chwyciła za ramię i wykręciwszy je do tyłu,

Orum ostatecznie dopił piwo baraniną, rzucił obgryzione kości pod stół, i po chwili tylko było słychać chrupnięcia. - Potem znaleźli się wrogowie na skalę światową. Że niby ludzie nie szanują jej przepięknej doliny, i elfy jakoś podejrzanie uszami strzygą, a gnomy – szpiedzy Wolmenni! Troli wszystkich powypędzała jeszcze zeszłego razu... no, pamiętasz, kiedy dzieci jej odegrały... - Pamiętam, pamiętam. Przejdź do setna sprawy. - Bądź łaskaw. -- Gnom smutnie zajrzał w pusty kubek i podsunął do siebie miskę z kapuśniakiem. - A tu na dodatek znalazł się nowy doradca. Jakiś emigrant, nikt w Arlissie go nie zna. Czy to on ją podpuszcza, czy to prosto taki głupiec, że źle doradza - ghyr go wie. Teraz do Arlissu, prócz wampirów, nikogo nie wpuszczają. Mieszane rodziny zwiały do Dogewy i Leska. - Duch leśny wie co! - Rolar rozdrażniony, z hukiem postawił kufel na stół, kapuśniak zapluskał w talerzach. -- Ona w ogóle rozumie, co robi? Rozumiem, jeszcze ludzie, zdecydowała się na konflikt z innymi rasami? - Dziękuję - jadowicie powiedziałam. – Bardzo tolerancyjne. Sprawdź - Nie policja? - Nie. Widzisz, muszę myśleć o Lizzie. Dopiero niedawno doszła do siebie po tym wszystkim, a to mogłoby ją zdenerwować. - Zmusił się do uśmiechu. - Lada dzień ma wyjść jej nowa książka, potem czeka ją trasa promocyjna, trochę za dużo tego. - Tak, masz rację. - Alicia zastanawiała się przez chwilę. - A może to jakiś pismak bez skrupułów miał nadzieję na sensację dnia? - Alicia pokręciła nieskazitelnie ufryzowaną głową. - Skoro tak, to pewnie czekał go srogi zawód. - Faktycznie, nie miał co czytać. Tam są same nudy. - I dzięki Bogu.