Trudno, nie ma sensu się skarżyć. Poradzi sobie jakoś i tyle. Rozmawiały z kuzynką Anne, by za jakiś czas skontaktować się z panem Jamesonem i zapytać, jak się sprawy mają. Matka z pewnością uzna jej długą nieobecność wielce niezręczną i może znajdzie się jakieś wyjście.

- Chyba ci się tu spodoba - powiedział Mark. Alli aŜ pisnęła z radości. - Cudownie tu! CzyŜbyś zatrudnił dekoratora wnętrz? - Tak. Gdy wróciłem tu, pomyślałem sobie, Ŝe dom wymaga remontu i renowacji. Chciałem nadać mu zupełnie nowy wygląd. By nic nie przypominało mi dawnych lat. JakŜe chętnie zarzuciłaby mu ręce na szyję! Ona, Alison, nie miała beztroskiego dzieciństwa. Gdy lej ojciec porzucił rodzinę, jej matka, Mildred Lind, harowała ponad siły, skracając sobie Ŝycie cięŜką pracą. Chciała zapewnić swoim córkom dobre dzieciństwo, jakie potem wraca we wspomnieniach. W ich domu zawsze brakowało pieniędzy, ale nigdy - miłości. - Wezmę twoje rzeczy z wozu - powiedział Mark, przekazując Erikę Alli. Alli roześmiała się, a Mark spojrzał na nią, speszony nieco tym śmiechem. - Co cię tak ubawiło? - zapytał. - Bo chyba nigdy w Ŝyciu mała tyle razy nie przechodziła z rąk do rąk swoich opiekunów. Uśmiech Marka był prawie niezauwaŜalny. - Masz rację. Nie zwróciłem na to uwagi. Alli uśmiechnęła się i pocałowała dziecko w policzek. - Ale tobie jest miło - mówiła do dziewczynki - Ŝe masz takie http://www.oczyszczanie-organizmu.net.pl którzy wyjechali za granicę. Amy otworzyła szeroko oczy. - Och! - wykrzyknęła z zachwytu. - Spójrzcie na to! Czy możemy się tam pobawić, Willow? - Oczywiście. - Ja też! - zawołał Mikey i czym prędzej pobiegł za siostrą na swoich krótkich nóżkach. Lizzie pozostała w tyle. Bacznie rozglądała się wkoło. Zapewne wypatrując Jamiego, domyśliła się Willow. Była gotowa się założyć, że synek chowa się w swoim ulubionym miejscu, na dachu przylegającej do domu szopy. Widziała tam przez moment jego czerwoną czapkę z daszkiem. - Chodźmy za nimi, mamo. - Wzięła Gemmę pod rękę.

Odgoniła od siebie natrętne myśli i wciągnęła głęboko rześkie, nocne powietrze. Musiała się trzymać. Była przecież twarda. Spędzała całe dnie w restauracji nie tylko z konieczności, ale i z wyboru. Im dłużej, im ciężej pracowała, tym mniej miała czasu na myślenie o Santosie. Po wszystkim, co między nimi zaszło, nadal go kochała. Nie wybaczy mu jednak tego, że zdradził ją właśnie z Glorią. Gdyby wiedziała, jak mu odpłacić, na pewno by to zrobiła. Dotarła do Bourbon Street i popatrzywszy w lewo, a potem w prawo, zatrzymała się zdziwiona. Na wprost niej szła Hope St. Germaine. Liz zesztywniała. Nocne życie Dzielnicy Francuskiej z pewnością nie było dla Hope. Chyba że wypełniała tu jakąś misję miłosierdzia. Ale sama? O tej porze? Sprawdź - Daniel! - rozległo się wołanie pani Caird. - Telefon do ciebie! - Już idę, mamo - krzyknął, nie odwracając wzroku od Willow. - To dawne czasy, ale cieszę się, że porozmawialiśmy. Bardzo cierpiałem po śmierci Chada, szczególnie że nie miałem z kim na ten temat porozmawiać. Żałuję, że go nie powstrzymałem, ale w stanie, w jakim się znajdował... Wątpię, by ktokolwiek mógł to zrobić. Zresztą - westchnął - wcale się nie dziwię, że jego rodzina zataiła prawdę. Nie chcieli, by cały świat wiedział, że ich syn wcale się nie potknął, tylko rozmyślnie skoczył. Willow z trudem powstrzymała duszący płacz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w głębi serca miała nadzieję, że