- W zeszłą środę zjawił się u nas nie kto inny jak sama pani Durham w towarzystwie pewnej damy, która okazała się ciotką markiza Storringtona! Nie pamiętam jej nazwiska, w każdym razie długo rozmawiała z twoją matką. Zgadnij o czym, ty szczęściaro!

Santos podniósł wzrok. Przeczuwał, że będzie to najmniej przyjemna wiadomość tego dnia. - No?. - W Baton Rouge znaleźli następne ciało. - Baton Rouge! - Santos zerwał się na równe nogi, tym bardziej wściekły, im bardziej uprzytamniał sobie własną bezradność. - Ten sukinsyn zaczyna się wymykać! - Tego nie wiemy. Mógł być... - Daj spokój, Jackson. Wiesz równie dobrze jak ja, że już go tu nie ma. Ten gość nie błądzi. Wybiera sobie miejsca, gdzie czuje się bezpiecznie. I trzyma się ich, dopóki nie zrobi się gorąco. Zabijał w Nowym Orleanie, teraz zmienił okolicę. Jackson nie zaprzeczał. Po chwili odchrząknął i powiedział: - Wybieram się tam, żeby zobaczyć, co znaleźli. Czy to ten sam facet, czy ktoś się pod niego podszywa. - Dłonie? - Były naznaczone krzyżami. - Niech to szlag! To mój gość, Jackson! Jadę z tobą! - Jasne. Wtedy i mnie odbiorą tę sprawę. - Jackson wstał. - Jadę sam, kolego. Gdyby szef dowiedział się, że w ogóle z tobą rozmawiałem, zawiesiłby mnie od razu. - To co mam robić? - jęknął Santos. - Siedzieć na tyłku i czekać, aż klient nam pryśnie? - Dokładnie. - Pieprz się. Jackson poklepał Santosa po plecach. - Jakoś z tego wybrniemy. Najpierw musimy wyciągnąć ciebie. Przez chwilę Santos milczał, po czym spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - A jeżeli się nie uda? Nie chodzi o to, że mogą mnie zamknąć, ale stracę blachę, Jackson. Jestem gliną, tylko to umiem robić... http://www.nozoil.pl Wstała. - Ale muszę zamknąć biuro i jechać do domu. Dzwoniła pielęgniarka. Mój mąż znowu gorzej się poczuł. Willow czuła się odrobinę zagubiona, ale posłusznie przejrzała treść umowy i złożyła na ostatniej stronie podpis. - Pani Trent, a dzieci? - Słodkie, kochane istoty - zapewniła ją Ida Trent, nie zagłębiając się w szczegóły. Wyprowadziła Willow z budynku. - Doktor Galbraith spodziewa się ciebie jutro o dziesiątej rano. Ze szczegółami zapoznasz się już w Summerhill. Wsiadając do samochodu, odwróciła się po raz ostatni. - Aha, Willow, doktor Galbraith jest wdowcem. Wyraźnie prosił, bym nie przysyłała mu nikogo, kto widziałby w nim kandydata na męża. Życzył sobie niani, która będzie szarą myszką

dzięki temu Lizzie zmieni swój stosunek do pani. Powoli zaczynam tracić cierpliwość. Może powinienem z nią na ten temat porozmawiać? - zawiesił pytająco głos. - Żadna rozmowa nie zmusi Lizzie do zaakceptowania mnie, może za to przynieść odwrotny efekt. Scott zmarszczył czoło. Sprawdź - Niezupełnie. Nienawidzi mnie. W końcu to ja rozwaliłem jego interes. Zapadło milczenie. - Nie rozumiesz? - zapytał, orientując się, że Gloria się pogubiła. Przez chwilę nie odpowiadała, po czym pokręciła głową. - Nie rozumiem. Skoro cię nienawidzi, dlaczego chce ci przekazać informację? - Dobre pytanie. Też mnie to zastanawia. Prowadzę sprawę Śnieżynki, Chop mnie zna... Możliwe, że ma coś za uszami i chce zawrzeć układ. - Może powinieneś zadzwonić do Jacksona i poprosić o wsparcie? - Wsparcie? - powtórzył ze śmiechem. - Obejrzałaś za dużo filmów policyjnych. Rozmowa z informatorem to naprawdę nie to samo co bezpośrednie zagrożenie życia. Gloria zerknęła niepewnie na wejście do klubu. Na ulicy roiło się od ludzi, jak zwykle w sobotę. Co jakiś czas ktoś wchodził do lokalu lub z niego wychodził, co dawało możność zerknięcia do środka, gdzie panował spory ścisk. - Pójdę tam, zaczekaj w samochodzie. Za dziesięć minut będę z powrotem. - Pochylił się, pocałował Glorię i otworzył drzwiczki. - Potem idziemy na margeritę. Wyskoczył z auta i przeszedł przez jezdnię. W klubie rzeczywiście było tłoczno. Na scenie skąpo odziana kobieta podrygiwała w takt ogłuszającej muzyki. Cuchnęło piwem, papierosami i potem. Santos przypomniał sobie lata przepracowane w Dzielnicy. Dojrzawszy Chopa za barem, jął przeciskać się przez tłum. Jakiś facet w koszulce z napisem Dixie Beer zderzył się z nim, oblewając piwem. - Uważaj, człowieku. - Santos zatoczył się do tyłu, ktoś znowu go trącił, poczuł czyjąś rękę na plecach. - Uważaj, kurwa...