Trisha domyślała się, że poszła prosto do domu i nie mieli powodów, by w to nie wierzyć.

Koperta była zamknięta. – Dzisiaj przyszło? – Mhm. – Montoya wypił łyk kawy. – Prześwietlone? – Czyli sprawdzone pod kątem materiałów wybuchowych i groźnych substancji, na przykład wąglika. – Owszem. Bentz zmrużył oczy. – Przez ciebie? – Tak. Zobaczyłem to w poczcie, uznałem, że to tylko twoja sprawa, więc... – Wzruszył ramionami. – Zwinąłeś to. Montoya zrobił nieokreślony ruch ręką. Może tak, może nie. – Jest zaadresowane do ciebie. Uznałem, że lepiej będzie, jeśli to dostaniesz, zanim zobaczy to Brinkman. – Zerknął na kopertę. – Pewnie nic takiego. – Gdybyś tak uważał, nie zawracałbyś sobie głowy. Kolejne wzruszenie ramion. – Otworzysz czy nie? – Teraz? – Tak. – Znowu łyk kawy. – Więc chodzi o to, że jesteś ciekawy. – Tylko cię kryję. – Jasne. – Bentz spojrzał na stempel pocztowy. Był zatarty, w mdłym barowym świetle http://www.nabudowie.net.pl/media/ Owszem. Miał nadzieję, że pomoże Bentzowi. Spojrzał na zegarek: dwudziesta czterdzieści siedem, na Zachodnim Wybrzeżu nie ma jeszcze osiemnastej. Zadzwonił. Bentz odebrał po trzecim sygnale. – Bentz. – Wiem. – Obaj sprawdzili wyświetlacz komórki. – Co słychać? – Kiepsko. Zamordowano Shanę McIntyre. – Słyszałem. – No cóż, LAPD nie bardzo się z tego cieszy. – W głosie Bentza wyczuwało się napięcie. – Nikt się nie cieszy. Słuchaj, mam coś dla ciebie. Wyślę ci emailem, ale pomyślałem, że będziesz chciał usłyszeć to do razu. – Wal. – Mówiąc krótko: Elliot, nasz geniusz komputerowy, sprawdził tę przepustkę, opis wozu i fragment tablicy rejestracyjnej.

Bentz wyszedł na zewnątrz. Spojrzał w biały skwar. Co najmniej na tydzień stał się mieszkańcem południowej Kalifornii. Hayes szedł po zadbanym trawniku przed domem byłej żony. Słońce skłaniało się ku zachodowi. Wyjął kluczyki do SUV-a i mało brakowało, a wpadłby na kobietę z dwoma beaglami na smyczy. – Uważaj! – Posłała mu mordercze spojrzenie. Sprawdź wpatrywała się w zamknięte drzwi? Nieważne. Tak czy siak, lądowali w łóżku i kochali się raz za razem. Tyle, jeśli chodzi o śluby czystości. Dziwne, pomyślał Bentz, analizując scenę w myślach. Większa część jego gniewu rozwiała się z czasem. Palące poczucie zdrady przygasło. Minęło tyle czasu. I zjawiła się O1ivia. Jego żona. Kobieta, którą kocha. Dobry Boże, co on tu robi, skoro ona czeka w Nowym Orleanie? Nic go nie trzyma w Kalifornii. Jennifer nie żyje. I wtedy, przez ułamek sekundy, poczuł zapach gardenii, zapach jej perfum.