Kropa.

przykład w Chiapas, najbardziej wysuniętym na południe stanie Meksyku. - No to kiedy? Ciekawe. W głosie Gallaghera słychać było irytację i... coś jeszcze. Obawę? Ale czego miałby obawiać się Gallagher? Diaz nie ścigał jego... W tej samej chwili Pavon zrozumiał, że niebezpieczeństwo nie grozi mu tylko ze strony Diaza. To on, Pavon, był jedynym ogniwem łączącym Gallaghera nie tylko z obecnymi an43 316 sprawami, ale także z porwanym dziesięć lat wcześniej dzieckiem Milli Boone. Najpewniejszym sposobem ochrony własnego tyłka byłoby zerwanie tego ogniwa. - Może za dwa tygodnie? - powiedział Pavon ostrożnie. - Dwa... co?! Do cholery, możesz dotrzeć tu szybciej! - Może wcale nie chcę porzucać tego pięknego miejsca. Mam tutaj wszystko, co potrzebne do życia. I nikt nie wie, jak mnie tu znaleźć. Jeżeli się ujawnię, ludzie rozpoznają moją twarz. Muszę się dobrze zastanowić, kogo ludzie boją się bardziej: seńor Gallaghera http://www.nabudowie.net.pl Paradoksalnie w tym właśnie upatrywała swoją szansę. Poszukiwacze nie musieli się go obawiać. Tamtej nocy w Guadalupe Diaz mógł przecież zabić ją i Briana tylko dlatego, że stanęli mu na drodze. Ale nie zrobił tego, bo oboje nie stanowili dla niego żadnego za grożenia. Może pośrednio dla celu, który sobie wtedy postawił - a nie dla Diaza osobiście. Tak długo, jak nie przekroczy pewnych granic, nie ma się czego obawiać, może współpracować z Diazem. Przynajmniej taką miała nadzieję. Pamiętała reakcję True na nazwisko Diaza. Zdecydowała więc siedzieć cicho i nie mówić biznesmenowi o niespodziewanej wizycie w biurze. True chciałby jej bronić; było to poniekąd bardzo miłe, choć pamiętała o konieczności utrzymywania dystansu. Mógł na przykład powiadomić policję, a to była ostatnia rzecz, na które zależało Milli.

za to szefowa ją ceniła. - Jest oczywiste, że człowiek, który dzwonił do mnie najpierw, chciał, byśmy znaleźli Diaza. Z jakiegoś powodu. Może to jego wróg, może rywal, w tej chwili średnio mnie to obchodzi. W każdym razie pozostaje nam czekać, aż odezwie się znowu - powiedziała Milla. Mówiła to wbrew sobie. Miała ochotę przeczesać cały teren Sprawdź - Nie. Oddałam go, bo tak właśnie należało postąpić. Dostrzegła, jak Diaza przechodzi dreszcz - i uświadomiła sobie, że przecież był cały czas na zewnątrz, bez kurtki. Nie zastanawiając an43 453 się, odwinęła koc i zaprosiła go na wygrzane miejsce. Kiedy już usadowili się owinięci szczelnie, Milla praktycznie półleżała na Diazie, z głową opartą na jego ramieniu. Ciepło ich ciał szybko przegnało zimowy chłód. - Nie ma nic złego w normalnym życiu - powiedział łagodnie, głaszcząc ją po twarzy - Nie ma nic złego w cieszeniu się szczęściem. Milla zastanawiała się przez chwilę nad tymi słowami. Nagle