poślubić. - Co będzie dalej? Alexandra, która właśnie podniosła suknię z podłogi, zamarła w pół ruchu. - Sugerujesz, że mam odejść? Zerwał się na równe nogi. - Na litość boską, nie! Skąd ci to przyszło do głowy? Spojrzała mu w oczy. Jej policzki i usta były zaróżowione, włosy splątane. - Już ci mówiłam, że nie wiem, jak... - Ja też nie - przerwał jej pospiesznie. - Na ogół niewiele jest później do powiedzenia. - Aha. - Chodziło mi o twoją przyszłość w tym domu - wyjaśnił. - Ze mną. Wyprostowała się, trzymając pogniecioną suknię przed sobą jak tarczę. - Nie jestem twoją kochanką. Uniósł brew. - Tak czy owak, czuję, że mam wobec ciebie pewne zobowiązania. - Niepotrzebnie. Nie zrobiłeś nic, czego bym nie chciała. Moja sytuacja się nie zmieniła, prawda? Nadal chcesz, żebym uczyła Rose manier? - Oczywiście, że tak. - Zaczął się ubierać. Dużo łatwiej sobie z nią radził, kiedy była naga. - Mogę odprowadzić cię do sypialni? Skinęła głową. http://www.nabudowie.edu.pl Bardzo by się na mnie gniewał. - Pani sekret jest u mnie bezpieczny. Dobranoc. Ruszył przez salę, omijając z daleka Rose i Luciena. Fiona uśmiechnęła się do siebie. Drogi Oscar byłby z niej bardzo zadowolony. 16 Alexandra założyła niebieski kapelusz, przypięła Szekspirowi smycz i ruszyła w dół po schodach za obładowanymi lokajami. Słońce dopiero wstawało nad dachami, gdy wyszła przed dom. Uścisnęła Wimbole'owi dłoń. - Będziemy za panią tęsknić - powiedział kamerdyner, schylił się i po raz ostatni dał terierowi psi smakołyk. - Wszystkiego dobrego, panno Gallant. - Dziękuję, Wimbole. - Przez chwilę się wahała. - Lord Kilcairn jeszcze nie wstał? - spytała w końcu. - Poinformował mnie wczoraj, że dziś rano nie zejdzie, żeby panią pożegnać.
Wyrwała mu ją z ręki. Dłonie drżały jej tak bardzo, że dopiero po kilku próbach zdołała zapiąć guziki. - Nie, nie chciałeś. Po prostu jesteś szczery, tak? Po tym wszystkim uważasz, że... - nie miała ochoty mówić dalej. - Zresztą, zapomnij o wszystkim. - Może nie chcę zapomnieć. - A jednak zapomnij. - Przynajmniej byłem szczery. Sprawdź Liz spojrzała z przerażeniem na nieoczekiwanego gościa, potem na siostrę Margueritę. Wyciągnęła drżącą dłoń, w której trzymała zieloną kartkę oznaczającą wezwanie na dywanik, wręczoną jej przed chwilą przez dyżurną. - Siostra chciała mnie widzieć? Dyrektorka wyszła zza biurka z nie zwiastującą nic dobrego miną. - Zamknij za sobą drzwi i podejdź bliżej. Liz ledwie mogła oddychać, tak była przerażona. Rozpaczliwie szukała w myślach innych niż sobotni bal powodów, które mogły sprowadzać matkę Glorii do przełożonej. Nic nie przychodziło jej do głowy. Zamknęła drzwi i stanęła przed obydwoma kobietami, spoglądając to na jedną, to na drugą. - Siadaj, kochanie. - Siostra wskazała jej krzesło, po czym zasiadła za biurkiem. - Czy domyślasz się, z jakiego powodu cię wezwałam? Liz pokręciła głową i zacisnęła dłonie na podołku. - Nie, siostro. - Otóż pani St. Germaine ma bardzo poważne zarzuty wobec ciebie. - Wobec mnie? - powtórzyła Liz wysokim, nieswoim głosem.