trudem, ale zaczynała ju¿ rozumiec. I przestraszyła sie nagle.

- Idziemy, Marla - rzucił Monty z irytacja. - Nie... nie jestem osoba, za która mnie bierzesz. - Dobrze sie składa, kotku, bo ja te¿ jestem kims innym. Albo teraz pójdziesz grzecznie ze mna, albo załatwie tego dzieciaka - powiedział spokojnie. Obojetnie. Zrobiłby to bez wahania, była tego pewna. Nie miała wyboru. Obejrzała sie przez ramie, Nick le¿ał w holu, ze smiertelnie blada, sciagnieta twarza. Jego krew plamiła podniszczona wykładzine. - Ale... musimy zadzwonic po karetke, zrobic cos... nie mo¿emy go tu tak zostawic... Nick... o Bo¿e, Nick... kocham cie. - Daruj sobie, Marla. Nie wiesz nawet, co to słowo znaczy. - Montgomery chwycił ja brutalnie za ramie i pociagnał za soba do windy dla dostawców. - Nick! - krzykneła Kylie, szalejac z bólu i przera¿enia. Odnalazła go, a potem zaraz straciła, kiedy odkrył, kim ona jest naprawde. A teraz Nick nie ¿yje. Zamordowany. Zastrzelony. Przez nia. - Dlaczego go zabiłes? - spytała, czujac, jak cos w 450 http://www.mmacore.pl/media/ Swietnie. Marla zabebniła palcami w porecz fotela. James le¿ał na plecach, gaworzac, wyraznie zadowolony z ¿ycia. - Mo¿e ta osoba została wpisana na liste pod innym nazwiskiem -zasugerowała Marla, rozpaczliwie usiłujac przypomniec sobie cokolwiek, co dotyczyłoby Pam Delacroix albo jej córki. - W takim wypadku musiałaby je pani znac, ale nawet gdyby sie okazało, ¿e istotnie jest nasza studentka, nie mogłabym udzielic takiej informacji. Byłoby to niezgodne z naszymi zasadami. Rozmowa prowadziła donikad, w koncu Marla po¿egnała sie i odło¿yła słuchawke. Znowu pudło. Rzuciła okiem na swój nadgarstek, chcac sprawdzic, która godzina, ale nie miała na

swoja dłon. Druga reka pogładził zniszczona skórzana oprawe Biblii. - Cherise martwiła sie, ¿e rodzina sie rozpada, oddala, 301 wymiera. Oboje jej rodzice zmarli. Ty, Nick, wyjechałes stad wiele lat temu, a twój ojciec tak¿e ju¿ nie ¿yje. O co mu chodzi, zastanawiała sie Marla. Sprawdź magii. - Moja dziewczynka - powiedział Nick, kiedy drgneła konwulsyjnie. Pragneła go dotykac, tulic, mówic, ¿e go kocha, ale stała przycisnieta do wyło¿onej kafelkami sciany, z szeroko rozrzuconymi ramionami i palcami rozprostowanymi i sztywnymi, jakby szukały czegos, czegokolwiek, na czym mogłyby sie zacisnac. Nick przysunał sie jeszcze bli¿ej, zarzucił sobie jej noge na ramie i wsunał dłon głebiej. Marla przycisneła łydke do jego pleców. Dobry Bo¿e. Słodka, słodka tortura. Ból graniczacy z rozkosza. Cały wszechswiat skupił sie w jednym małym punkcie jej ciała. - Najdro¿sza - wyszeptał Nick, zakładajac jej druga noge na drugie ramie i całujac ja tak głebokim, intymnym