Kiedy Katrina weszła do domu, wciąż zszokowana i drżąca Lydia zmusiła się do uśmiechu, mruknęła, że

- To pan Cahill, ze szpitala. - Dobrze. - Eugenia wzieła słuchawke i skineła dłonia w strone Nicka. - Carmen, to mój drugi syn, Nicholas. - Spojrzała na niego znad okularów. - Carmen własciwie zarzadza domem. Nie wiem, jak bym sobie dała rade bez niej w obecnej sytuacji. - To moja praca - usmiechneła sie Carmen, energicznie sciskajac dłon Nicka. - Miło mi pana poznac. - Mnie równie¿ miło. Eugenia rozmawiała przez telefon, nie spuszczajac wzroku z Nicka. - Tak, ale... Nick powiedział, ¿e... có¿, tak... - Westchneła cie¿ko. -Chyba masz racje. - Odkad Nick siegał pamiecia, jego matka zawsze ulegała me¿czyznom, najpierw jego ojcu, a potem bratu. Domyslił sie, ¿e i tym razem Alex zdołał ja o czyms przekonac. - Swietnie. Tak... Chcesz z nim porozmawiac? Nie? - Potrzasneła głowa, dajac Nickowi do zrozumienia, ¿e został spuszczony ze smyczy. Na razie. - Wiec dobrze. Tak. Bedziemy tu... - Wyłaczyła telefon i poło¿yła słuchawke na szklanym blacie stolika. Wyginajac usta w podkówke, http://www.medycznie.net.pl/media/ - Bo boi sie ciebie. Boi sie tego, co mo¿esz sobie przypomniec. Marli nagle zrobiło sie zimno. - Czy dlatego wprowadziłes sie do domu? - spytała. - ¯eby mnie chronic? - To jeden z powodów - przyznał Nick, wje¿d¿ajac miedzy bmw a honde, stojace w trzecim rzedzie. Zatrzymał samochód i zgasił silnik. -Jestes twarda, Marla, ale jednak ktos powinien cie ubezpieczac. 336 - A ty zgłosiłes sie na ochotnika? Nick nawet sie nie usmiechnał. Wyciagnał kluczyk ze stacyjki.

O cholera! No i co teraz? Rozgorączkowana, spróbowała daty urodzin matki. W końcu sędzia nadal trzymał ulubione kwiaty Jasmine na stole i dbał o jej grób. Biip! Biip!... Do diabła. Szybko wyczerpały jej się pomysły. Zdesperowana, wcisnęła liczby oznaczające jej datę urodzenia i alarm nagle ustał. W biurze zapanowała cisza. Tylko serce Shelby waliło jak młotem. Sprawdź - Nevada. Gniewnie wpił palce w swoje włosy. - Nie masz pojęcia, w co się pakujesz - sapnął ze zdenerwowania. Zauważyła, jak napięte są jego szerokie barki, kiedy podszedł do brzegu rzeczki i, wyciągnąwszy ręce do góry, uwiesił się nisko opadającej gałęzi jednego z dębów. - Oczywiście że mam. - A skąd? - Ja... wiem, co się dzieje między mężczyzną i kobietą. - Czyżby? - W jego głosie zabrzmiało szydercze niedowierzanie. - Tak! Wychowałam się na ranczu. Patrzyłam na byki z krowami i na ogiery, które doprowadzano do klaczy. To znaczy, nie pozwalano mi patrzeć - przyznała, podchodząc do niego od tyłu i obejmując go w pasie - ale i tak się gapiłam. Wzdrygnął się.