Resztki lampy wypadły jej z ręki.

– A więc dobranoc. Chyba położę się wcześniej spać – oświadczyła. Theo skinął głową. – Wcale ci się nie dziwię. Pracujesz ciężko i wiedz, z˙e jestem ci ogromnie wdzięczny za wszystko, co dla nas robisz. Zabrzmiało to miło, choć nieco oficjalnie. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Popatrzyli na siebie zaskoczeni. Dochodziła już dziesiąta. – Nie oczekuję żadnych gości – rzucił Theo, wychodząc do holu. – To nie Bea, gdyż ona ma własne klucze. Otworzył drzwi i cofnął się o krok. – Oliver! – zawołał zdziwiony. – Co cię tu sprowadza? Wchodź! Wysoki, jasnowłosy i najwyraźniej mocno wstawiony mężczyzna wszedł do środka, uścisnął dłoń Thea i popatrzył nad jego ramieniem na Lily. – Wybacz, że wpadam nieproszony. Powinienem był zadzwonić i uprzedzić cię, ale przecież mnie znasz. – Owszem, znam i wiem, że nigdy nie zważasz na drobiazgi – odrzekł wesoło Theo. – Bardzo się cieszę, że cię widzę. Usiądź i opowiadaj! – Odwrócił się do dziewczyny. – Ten podejrzany osobnik to Oliver Crowe. Znamy się jeszcze z czasów studiów http://www.meble-designo.com.pl Na początku Morris zaprzeczał istnieniu płatnych rządowych zabójców, ale kiedy Luke pokazał mu dokumentację dotyczącą zamachów na różnych polityków, w tym samego Fidela Castro, trochę zmiękł. Nie sądził, że Luke będzie tak dobrze przygotowany do rozmowy. Jednak jako pisarza interesowały go nie dokumenty, lecz sylwetki psychologiczne zabójców. Nie musiał znać nazwisk, lecz pragnął poznać mroczne dusze tych dziwnych i groźnych postaci. Wiedział, że są pod stałą obserwacją CIA i Firma robi wszystko, by ani na moment nie spuścić ich z oka. Nawet sam prezydent, dla własnego dobra, nie miał dostępu do dossier tych facetów. Bo czy można było przypuszczać, że w demokratycznym kraju istnieje elitarna jednostka zabójców, którzy swymi przerażającymi umiejętnościami służą krajowi, gdy jest on w potrzebie?!

– Nie, dlaczego? Ellen wahała się przez chwilę, a potem wypuściła nagromadzone w płucach powietrze. – Teraz to dziecko jest już rzeczywiste. Sama je urodziłaś. W tym momencie niektóre kobiety decydują, że za nic nie oddadzą swoich pociech . Sprawdź -Tyle to pan Blackthorne powiedział. -Co jeszcze powiedział? Dewey odwrócił się, żeby zebrać polana i poukładać je między dwoma drzewami. Stos miał chyba z dziesięć metrów szerokości i już półtora metra wysokości. Drewna używano pewnie do ogrzewania pomieszczeń, gdy podczas sztormów wysiadał prąd, pomyślała Laura. W takim kamiennym domu potrafi być pewnie bardzo wilgotno i zimno. - Ludzie z miasta opowiadają o nim niestworzone historie.. Milczenie. W gruncie rzeczy podobało się jej, że starszy mężczyzna chroni sekrety Blackthorne'a. Dewey ułożył drewno na stosie, po czym wrócił do pniaka.