– Tak.

ma dowód, że sprawca popsuł pas bezpieczeństwa. - Och, nie! - powiedziała Glenda. - Musiał się z nią zaprzyjaźnić, zdobyć jej zaufanie. Trudno powiedzieć, co dokładnie wie. Zna moje hobby, moje upodobania, nawyki i dziwactwa, 133 moich znajomych i ich adresy. Najprawdopodobniej zna też adres tego domu i numer telefonu. Nie powinnaś siedzieć tu sama. - Nie jestem sama - odparła automatycznie, ponieważ biuro nigdy nie wysyła do akcji pojedynczych agentów. - Jest tu agent specjalny Montgomery... Quincy tylko popatrzył na nią. Potem rozejrzał się po pustych pokojach. - Montgomery jest zajęty - dodała, chcąc się wytłumaczyć. - Dlaczego zajmuje się tą sprawą? Nie wygląda na kawalerzystę. - Poprosił o przydział. Jesteś jednym z nas. Musimy rozwikłać tę sprawę ze względu na bezpieczeństwo nas wszystkich. Quincy znów na nią spojrzał. Teraz zaczynała rozumieć jego reputację. Bezpośrednie, przeszywające, twarde spojrzenie. Nie wytrzymała i odwróciła wzrok. - Montgomery... On pracował przy sprawie Sancheza. Na początku. - Nie musiała dalej wyjaśniać. Każdy wiedział, że piętnaście lat temu pierwszy agent sknocił sprawę Sancheza. Upierał się, żeby szukać jednego charyzmatycznego http://www.maszynadoszycia.net.pl 201 Wkrótce po ich porannej rozmowie Rainie zostawiła wiadomość na automatycznej sekretarce Carla Mitza. Nie mogła podać numeru komórki Quincy'ego, żeby nie ujawnić, że jest razem z nim. Nie mogła też podać numeru do pokoju hotelowego, żeby nie zdradzić miejsca swojego pobytu. Dlatego podała numer, który Mitz znał od dawna - numer w mieszkaniu w dzielnicy Pearl. Kimberly wolała zostać w hotelu, gdzie dzięki licencji Rainie miała dostęp do baz danych policji i FBI. Quincy i Rainie woleli czekać na wiadomość od Mitza w jej mieszkaniu. Podział pracy miał sens. Jeśli jednak istniały jakieś inne motywy, to nikt o nich nie wspominał. Quincy okrążył kanapę, zatrzymując się w promieniach słońca. Lubił czuć ich ciepło na twarzy. Zamykał oczy i wtedy jego mięśnie się rozluźniały. Robił głęboki wdech i wmawiał sobie, że to kiedyś minie. W ostatnich

- Wreszcie Bethie się zgodziła - wyręczyła go Rainie. Quincy przytaknął. - Nie sądziłem... Dla mnie Mandy nie żyła od ponad roku. Ale nie wiedziałem, że będzie tak ciężko. - W końcu to twoja córka. Nic dziwnego, że jest ci ciężko. - Rainie... - Wydawało się, że chce powiedzieć coś więcej. Przez chwilę Sprawdź skrzydło drzwi do garażu było jaśniejsze. Pewnie to, które Hayes w środę odmalował. Rainie zastanawiała się, czy Shepowi i Sandy ten widok nie przypomina znajdującego się pod farbą napisu. – Musimy pogadać. Luke kiwnął głową. Po wczorajszej długiej podróży wyglądał na zmęczonego. Nieogolone tak starannie jak zwykle policzki, pognieciony mundur. Mimo to spojrzenie miał bystre, a ręce pewne. Na policjanta Hayesa zawsze można było liczyć. – Jak ci poszło w Portland? Zmarszczył brwi. – Myślałem, że złożę raport po pogrzebie. – Daj spokój. Można chyba obserwować i mówić. – Podobno. – Klepnął Chuckiego w kolano. – Przynieś nam kawę, Cunningham. – Znowu?