że tamta

- I kiedy... - Sandra nie dokończyła. Irina, która pomagała Karen smarować chleb, pokazała babci umazane masłem rączki. - Rina brudna. - Jesteś za duża, żeby mówić jak dzidziuś - upomniał ja ojciec. Sandra rzuciła mu ostre spojrzenie. - Chodź, kochanie, zaraz to zmyjemy. Wyciągnęła rękę do małej i pomogła jej stanąć przy zlewie na czerwonym plastikowym schodku, który Joanne kupiła specjalnie w tym celu. Potem odkręciła kran, wycisnęła dziecku na dłonie trochę mydła w płynie i patrzyła, jak sobie radzi. - Na pewno warto spróbować wszystkiego - powiedziała cicho do policjantki. - Może powinna pani porozmawiać o tym z inspektorem Keenanem. - Moglibyśmy pogadać o tym ogromie miłości, który włożyli w starania o dziecko. Słowa „adopcja" unikali taktownie w obecności Iriny, http://www.magazynsplendor.pl/media/ - Na pewno. Rozpływał się potem z wdzięczności, przyniósł jej róże od Moysesa Stevensa, Gilly posłał bukiet z przeprosinami za popsute plany i nawet Sophie dostała od niego bukiecik miniaturowych różyczek na osłodę w chorobie. Lizzie była zła na siebie, że te wszystkie gesty nie robią na niej wrażenia, ale pewnie Gilly i Sophie będą uszczęśliwione, poza tym musiała myśleć o HANDS, naprawdę nie wypadało jej zmuszać męża do odwołania zaproszenia. Wprawdzie jadalnia w Marlow była bardziej imponująca, ale Lizzie lubiła i tę - dość kameralną, utrzymaną w kremowym i zielonym kolorze,

naprawdę przyjaźni się z Robinem, ale dla niej jest osobą zupełnie obcą? Wszystko na nią napierało jednocześnie: co z Christopherem i Jackiem? I nawet nie zadzwoniła do dzieci... Były już po drugiej stronie mostu i przechodziły na światłach na East Smithfield. Ulicę szczelnie Sprawdź ~*~ - O co chodzi, mamo? - spytał później Jack, kiedy przygotowywała toad-in-the-hóle*. - Nic ważnego, kochanie. Edward odrabiał lekcje w swoim pokoju, Sophie już spała, a Christopher, który z samego rana miał operować w Beauchamp, nocował w domu przy Holland Park. Gilly wyjechała na trzy dni, na co Lizzie chętnie się zgodziła, gdyż po powrocie o niczym tak nie marzyła, jak o kilku spokojnych dniach w towarzystwie dzieci. - Jesteś jakaś nieswoja. Lizzie przyjrzała się uważnie swemu młodszemu