Przeszedł przez ulicę, podszedł do drzwi i zajrzał do środka. Przy kasie stał jakiś mężczyzna, liczył utarg. Poza nim wewnątrz nie było chyba nikogo.

takich pocałunków nie zaznała. Opieka nad Karą zajmowała jej cały czas i nie w głowie jej były randki. AŜ do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, co traciła. Nie przestała jednak myśleć, Ŝe chyba nikt poza Markiem nie potrafiłby doprowadzić jej do stanu takiej ekstazy. A on całował wiele kobiet, mniej lub bardziej doświadczonych. Ją teŜ na pewno całował niejeden męŜczyzna, lecz chyba Ŝaden nie potrafił wzbudzić w niej takiej namiętności... Erika marudziła coś przez sen. Mark wrócił do realnego świata... Opamiętał się. Ta dziewczyna to istny ogień, groźny, niebezpieczny. Na tym etapie jego Ŝycia nie chciał się z nikim wiązać. Nie powinien był dopuścić do tego, co się stało. Alli, myślał, jest nie tylko uczuciowa, ale i namiętna. A sądząc po jej pocałunkach, nie zaznała dotąd prawdziwej rozkoszy. Poczuł zapach jej perfum - kuszący, uwodzicielski, bardzo zmysłowy. Chcąc narzucić sobie dystans wobec Alli, wstał i podszedł do łóŜeczka małej. - Mark, my... - Popełniliśmy błąd, Alli - rzekł sucho, sądząc, Ŝe odgaduje jej myśli. - Idź juŜ spać. Zobaczymy się rano. Kątem oka dostrzegł, jak wyciągnięta do niego ręka Alli zawisła w powietrzu. Kusiło go, by znowu ją całować, wiedział jednak, Ŝe mu nie wolno. Raptem usłyszał odgłos zamykanych drzwi. Siedział juŜ na fotelu z głową http://www.lochcamelot.pl/media/ - Jestem kobietą zamożną - stwierdziła ze spokojem. - Nie mam pewności, czy pani matka wyrazi na to zgodę - odparł Jameson, grając na zwłokę. - Skoro jest pan jednym z jej powierników, ufam, że łatwo ją pan przekona. A może powinnam poszukać sobie kogoś innego do prowadzenia interesów? - Możliwe, że jej to wyperswaduję. - Jameson zrozumiał, że został pokonany. - Jestem tego pewna. - Clemency wyprostowała się z uśmiechem. - Skoro już to uzgodniliśmy, chciałabym, by załatwił pan dla mnie jeszcze kilka spraw. - Naturalnie, panno Hastings. - Pragnę wynagrodzić pani Stoneham jej gościnność. Nie należy do osób zamożnych i z pewnością przyda jej się trochę grosza. Czy może pan dyskretnie posłać jej, powiedz¬my, dziesięć funtów? - Oczywiście, panno Hastings. Pani ojciec przewidział wydatki nadzwyczajne, a tę sytuację można za taką uznać. Czy zechce pani dołączyć podziękowanie dla jej służącej? - Owszem, bardzo proszę. Po drugie, niech pan odnajdzie Sally Wilkins, moją byłą pokojówkę. Jeśli nie pracuje bądź ma nieodpowiednie zajęcie, chciałabym przyjąć ją z po¬wrotem. Tu jest jej adres. Pan Jameson otworzył usta i bez słowa je zamknął. Po ucieczce Clemency Sally została bezceremonialnie wyrzucona z domu. Był pewien, że pani Hastings-Whinborough z pew¬nością nie zgodzi się na jej powrót. Jednak po chwili namysłu doszedł do wniosku, że matka z córką nie będą się prawie widywały. Jest wielce prawdopodobne, iż pani Hastings-Whinborough nawet się o tym nie dowie. - Załatwię to. - Dziękuję panu. - Clemency wstała i Jameson zdał sobie sprawę, że wizyta dobiegła końca. Pożegnał się, kłaniając się w pas wiele razy. Gdy wyszedł, Clemency podeszła do okna i spojrzała przed siebie. Uświadomiła sobie, jak bardzo zmieniła się przez ostatni miesiąc. Przed ucieczką była cicha i posłuszna, traktowano ją też jak dziecko. Teraz rzeczy uległy zmianie. Zyskała pewność siebie i chęć, by samemu organizować własne życie. Zdecydowała się na desperacką ucieczkę jedynie ze strachu przed nie chcianym związkiem oraz groźbą wysłania do ciotki Whinborough. Niespodziewanie osiągnęła znacznie więcej.

- Oczywiście. Proszę wejść do mojego gabinetu - zaprosił ją do środka. - Czy napije się pani kawy? Pokręciła przecząco głową, ale posłusznie podążyła za nim. Scott usiadł za biurkiem i spojrzał w jej stronę. Stała pośrodku pokoju, trzymając w ręku plecak. Postanowił to zignorować. Nie chciał się zastanawiać nad jego zawartością. Sprawdź dreszcz. Uniosła głowę i spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. Jeśli idzie o porę dnia, był poranek, choć dochodziła dopiero piąta. - Dzień dobry - rzekła, starając się mówić bez sennego akcentu. - Czekałem, aŜ się obudzisz. - Naprawdę? Puls jej wydatnie przyspieszył, szczególnie gdy połoŜył nogę na jej nodze. Ten bezpośredni kontakt jeszcze bardziej ją pobudził. - Naprawdę, bo znowu chcę się z tobą kochać. Przełknęła głośno ślinę. - Co? Zachichotał. - To, co słyszysz. Po czym pocałował ją, a ona całkiem zapomniała o boŜym świecie.