budził Iriny, bo dziecko cały dzień marudziło i

- Orum, przyjacielu! - Rolar serdecznie poklepał gnoma po plecach. – Nie jestem taki stary, nie przekroczyłem jeszcze sześćdziesiątki po mojej pierwszej setce! Rozwarłszy objęcia, gnom ześliznął się na podłogę i gorąco potrząsnął rękę wampira. - Ot już kogo nie oczekiwałem zobaczyć! Chodziły pogłoski, że ciebie... - Orum zamilkł, zauważywszy mnie z Orsaną. -- A to co za piękności? W jak dobrze pamiętam, ty nigdy nie ciągałeś za sobą dwie dziewice naraz, ha ha ha! - To nie dziewice, ale złośliwa wiedźma i krwi rządna najemnica. Oj! – Rolar chwycił się za drzwiczki, uciekając od nas. -- Przecież przedstawiłem! Złośliwą Wolhę i krwiożerczą Orsanę. Hej, dosyć, zabierać ręce! P Przecież nie przeczę, że wy - piękności! Zamachnęłyśmy się na niego trzeci raz, jednak nas ubiegł. - One wiedzą, że jestem wampirem. - wyjaśnił Rolar dla uniknięcia dalszych nieporozumień. - O! - poważnie powiedział gnom, oglądając nas z autentycznym zainteresowaniem. Widocznie, próbował odgadnąć, czym zasłużyliśmy na taki honor. Potem przeprowadziło spojrzenie na wilka, który siadł u moich nóg, i jego oczy ostatecznie zaokrągliły się. -- No i sprawy... - Sprawy. - potwierdził Rolar. -- Trzeba coś wyjaśnić. -Więc po chyra tu starczymy?! - oprzytomniawszy, z dawną energią zagrzmiał gnom. -- “Srebrna podkowa” jest już dawno otwarta! - Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnął się Rolar. -- Dziewczynki, mam nadzieję, że jesteście bardzo głodne? “Srebrna podkowa” nie pieści swoich klientów wytwornymi daniami i stołecznym serwisem. Nawiasem mówiąc, choć bardzo to dziwne, nikt jeszcze nie otruł się... znaczy, nie poskarżył się... Gnom zerwał skórzany robotniczy fartuch, zarzucił go na drzwiczki boksu i wrzasnął na całe gardło: - Kar′ka-a-a! Gdzie przepadło to mrakobiesowe nasienie?! - Tutaj – zwięźle zawarczało coś nad naszymi głowami. Na belce, zwiesiwszy jedną kosmatą łapkę i podkuliwszy drugą, siedział, błyskając czerwonymi płomykami nieproporcjonalnie ogromnych oczu, średnich rozmiarów doniczek. Istota krótkim nożykiem strugała skrawek brzozowej kory, używając go jak prowizorycznej łyżki. Domokrążca odłożył niedokończony posiłek, wyprostował się, zwiesił drugą łapkę i niewzruszenie strząsnął trociny z kosmatego brzucha prosto w zwróconą do niego osobę. Gnom, ściśle rozwścieczony mośka, zaskakał w miejscu, obsypując domowiczka zawiłymi przekleństwami, w której wspomniał dobrą setkę krewnych nieczistika, jak również okoliczności, przy których Orum marzyłby zobaczyć ich wszystkie w trumnach. - Czeko tobie, brodaty? - niewzruszenie zawarczał domokrążca. -- Czemu kudaczesz, czeko mastrować nie dajesz? Nie widzisz - mieniem zaopatruję się, zasłechło too, wcześniej mleczko z chlebkiem było. - Ja tobie zaraz chleba dam - z uszu popłynie! A no, złaź żwawo! Praca dla ciebie jest! - Czeko tszepa? - leniwie zainteresował się domokrążca, rączkami czyszcząc brzuch od drobnych wiórek, które nieustannie spadały w dół, ku wielkiej irytacji gnoma. - Stajnię doczyść i suchej ściółki dosyp, żeby wieczorem konie suche i czyste były jak wrócę! - A czo mi za to będzie? - trudnych wyrazów domokrążca najwyraźniej nie mógł ścierpieć. Drobne biesy nie zasłużenie korzystały z darzącego je przez naród szacunku, osiedlając się w chatach wyjątkowo dla własnej wygody, a nie by pomagać gospodarzom, jak ci naiwnie sądzili. Doprosić się od domokrążców o jakieś pożyteczne działania dla domów rzadko się udawało, przy czym jako zapłatę mogły wziąć uniżenie podstawiony spodeczek jak i zawartość zostawionego na stole garnka, albo mogą bezwstydnie splunąć w wyżej wspomniana zawartość . Raz na miesiąc, domokrążcy bezczelnie przedstawiali przed gospodarzami spektakl swojego uroczystego odejścia z posady “ szczęścia izdebki”, to znaczy związywali łyżkę w węzełek na kijku i niespiesznie, by zdążyli ich zatrzymać i pozyskać, kuśtykali do drzwi. Tym niemniej, wieśniacy czcili tych poganów, i szybciej wygnali by wiedźmę niż biesa. - Strucla z makiem! http://www.lekarzewarszawa.info.pl - Strażniczka - człowiek. Ciekawe -- Władczyni zarzuciła jedną nogę na drugą, i rozcięcie otworzyło się na oścież na całej długości. Mężczyzna na moim miejscu zaśliniłby się. Kobieta, zresztą, też - ale jadowicie, od zawiści. Ja patrzyłam na Lereenę doskonale obojętnie, jak na zwykłego partnera, z którym zamierzałam nawiązać nadzwyczaj ważną dla nas obojga transakcję. -- On był pewien, że odezwie się na twój zew. - w zamyśleniu i niezrozumiale kontynuowała Władczyni, szacująco ślizgając się po mnie spojrzeniem. -- Dlaczego, ciekawie? Co takiego ważnego nie mógł powiedzieć komukolwiek innemu? - Na przykład, wam? - nie wytrzymawszy uściśliłam. - Mi? - Wampirzyca skrzywiła się, jakbym złożyła jej złą ofertę. -- Nie. Myślałam, że Nadwornej Zielarce. Zresztą Kella jest już zbyt stara na Strażniczkę. Uczciwie mówiąc, ja nie pojmuję, dlaczego on już dawno nie usunął jej ze stanowiska, i jeszcze pozwala sobą dowodzić. Gdybym była na jego miejscu, Zielarka znałaby swoją rolę. - Tak, nami już nie będziesz dowodzić. - zawarczałam, krzywiąc się na niewzruszonych Strażników, ściskających moje nadgarstki, jak dwa stalowych pręty. Mnie, poniżająco rozpiętą między dwoma wampirami, zaciągnięto do samego miasta. Dobrze, że choć pozwolili naciągnąć ofiarowany przez Orsanę but, inaczej ja bym do krwi zdarła sobie skórę na bosej nodze. Jeszcze dwójka strażników prowadziła pod uzdę ogiery. Rolar i Orsana, jednakowo nasępiwszy się i zachowując dumne milczenie (to było nietrudne, Straże same przerywały każdą próbę rozmowy), trzęśli się w siodłach ze skrępowanymi za plecy rękoma. Wilk biegł obok, nie dając wampirom schwycić się lub chociażby odwiązać linki. Przy domie Narad (w arlijskim wykonaniu on bardziej przypominał kupieckie stragany z białego elfickiego granitu) rozłączyli nas – przyjaciołom nakazali iść dalej, a mnie, po godzinnym oczekiwaniu na ganku, powlekli na “audiencję”. Choć bardzo to dziwne, Lereenię pochlebiał ten niecodzienny komplement. Ona niedbale machnęła ręką, wampiry wypuściły mnie i zgodnie cofnęły się na krok. Jeszcze jeden ruch, i zostałyśmy w domu same. Potarłam poobijane nadgarstki. Ciekawie, może ona czytać moje myśli? Ja na wszelki wypadek postawiłam magiczną obronę od telepatii, lecz nie czułam się bezpieczna. To zaklęcie szybko rozpadało się, wypadało odnawiać je co pięć – dziesięć minut, a to drażniło, odczyniało i mieszało się z innymi zaklęciami. - Siadaj - kiwnęła Władczyni na jeden ze stołków, zwróconych w stronę długiego stołu w centrum sali. Sprzeciwianie się było głupotą. Lereena wstała, z głośnym stukaniem obcasów przeszła się po marmurowej podłodze i siadła naprzeciwko, sczepiwszy ręce pod brodą. Pojedynek spojrzeń przegrałam w pierwszej minucie. Patrzeć jej prosto w oczy było nieznośnie, szczera pogarda mieszała się w nich z litością - tak jak stary wilk patrzy na szczekającego szczeniaka, który przez głupotę zagrodził mu drogę do owczarni. - To jego sprawa i jego prawo. - nareszcie odezwała się Władczyni. -- Ważny rezultat. Sądzę, że pojawiłaś się w Arlissie, by przeprowadzić obrzęd na moim Kręgu? Czemu dogewski ci się nie podoba? “Nie czyta, - pomyślałam ucieszona. –Albo oszukuje, czeka, aż spróbuję ją zaczarować?” - Ja nie zdążyłabym do Dogewy w dwanaście dni. - Który dzisiaj? - Dziesiąty. - Przecież jesteś wiedźmą,- powiedziała ona takim tonem, jakbym zarabiała na życie czyszczeniem jam - czemu nie teleportowałaś się do Dogewy lub nie skróciłaś sobie drogi?

w łóżku: - Czy w pobliżu Kerrville są jakieś szkoły pielęgniarskie? Maggie wstrzymała oddech. Ash mieszkał przecież w Kerrville i jego pytanie mogło oznaczać tylko jedno... - Nie wiem - powiedziała, siląc się na obojętny ton. Sprawdź Na terenie swojej działalności (patrz - mapka na wewnętrznej stronie okładki) okręgowe komisje egzaminacyjne przygotowują, organizują i przeprowadzają zewnętrzne egzaminy zawodowe. Egzaminy oceniać będą zewnętrzni egzaminatorzy. Egzaminy zawodowe mogą zdawać absolwenci wszystkich typów szkół zawodowych ponadgimnazjalnych i policealnych, które kształcą w zawodach ujętych w klasyfikacji zawodów szkolnictwa zawodowego. Egzaminy zawodowe przeprowadzane są 2 razy w ciągu roku szkolnego. Harmonogram egzaminów ustala i ogłasza dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej nie później niż na 4 miesiące przed terminem ich przeprowadzenia. Dla absolwentów zasadniczych szkół zawodowych i szkół policealnych egzaminy przeprowadzane są od następnego tygodnia po zakończeniu zajęć dydaktycznowychowawczych, a dla absolwentów technikum i technikum uzupełniającego - od następnego tygodnia po zakończeniu egzaminu maturalnego.