poniedziałki? - spytała w końcu.

Santos posłał mu mordercze spojrzenie i wrócił do kłótni z Glorią. Jak ona oparł dłonie o blat biurka i również się nachylił, tak że teraz prawie stykali się nosami. - Po pierwsze, pani St. Germaine, nie ma pani prawa dawać mi żadnych instrukcji. Robię to, co uważam za konieczne, bo to ja prowadzę sprawę. Po drugie, rozmawialiśmy z Pete’em poza jego godzinami pracy w hotelu. To tyle. Gloria miała wypieki na twarzy. - To, że nie może pan znaleźć mordercy, nie oznacza, że wolno panu gnębić moich ludzi. Może zamiast prześladować Bogu ducha winnego chłopca, niech się pan ruszy zza biurka i znajdzie tego rzeźnika. W pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Santos wstał zza biurka, podszedł do Glorii, stanął centymetr przed nią, lecz ona nie cofnęła się ani o krok. - A skąd bierze pani pewność, że ten chłopak nie jest naszym mordercą? Może rzeźnik, jak go pani określa, pracuje w pani hotelu? Wzruszyła ramionami z lekceważeniem. - To śmieszne. Pete to dzieciak. Odpowiedzialny, wzorowy pracownik. - I oczywiście goście bardzo go lubią i mają do niego pełne zaufanie. Szczególnie kobiety, prawda? Gloria pobladła, ale pokręciła głową, jakby chciała zignorować słowa Santosa. - Przesłuchiwaliście go przez cztery godziny. Bez adwokata, bez poinformowania go o prawie do milczenia. Po prostu oskarżyliście go o morderstwo. - Dlaczego mieliśmy mu odczytywać jego prawa? - zdziwił się Santos. - Nie postawiliśmy mu żadnych zarzutów. Przesłuchiwaliśmy go tylko, to wszystko. Prawda, Jackson? - Prawda. - Sama pani widzi. Poza tym nie prosił o prawnika. - Ponieważ daliście mu do zrozumienia, że to tylko pogorszyłoby jego położenie. Prosi o prawnika, znaczy, że potrzebuje pomocy, czuje się winny. Tymczasem obydwoje doskonale wiemy, że to niewinny, bezbronny dzieciak. - Dawaliśmy mu coś do zrozumienia, Jackson? - Nie pamiętam. Może on ma na myśli jakieś inne przesłuchanie, a może jakiś serial telewizyjny. - Tak - zgodził się Santos. - To może być to. Ogląda za dużo telewizji. - Mam dość tych kretyńskich kpin! - Gloria fuknęła niczym rozwścieczona kocica. - Następnym razem pójdę prosto do waszego szefa! http://www.lagodnarehabilitacja.info.pl/media/ - Myślę, że ci na mnie zależy, Alexandro. Czuję, że tak. Wiedziałem to, od momentu kiedy weszłaś do mojego domu. Udowodnię, że tak jest. - Nie kłopocz się. Ruszył do wyjścia. - Jeszcze się zdziwisz - powiedział i zamknął za sobą drzwi. Gdy do nich dopadła, przekręcił klucz w zamku. Zaczęła bębnić w grube dębowe deski. - Lucienie! Wypuść mnie stąd! - Nie! - odkrzyknął. - I nie zrób sobie krzywdy. Wspiął się po schodach, zaryglował również kuchenne drzwi i przykazał Thompkinsonowi, żeby dyskretnie kręcił się w pobliżu. Obmyślając plan, sądził, że Alexandra ustąpi, gdy zrozumie, ile zadał sobie trudu, by ją nakłonić do małżeństwa. Teraz jednak będzie musiał dotrzymać obietnicy. Pozostaje mu tylko mieć nadzieję, że zwycięży w

stron. - Oddycha przez usta - dokończył Kilcairn i wstał. Teraz chyba się śmieją. Nie wiedział, że lekcje etykiety są takie zabawne. - Zostaje więc tylko pięć kandydatek do sprawdzenia. Lucien otrząsnął się z zamyślenia. - Co? A, tak. Pięć. Nie bardzo jest z czego wybierać. Proszę znaleźć więcej Sprawdź ostrożny. - Mogę teraz ją zobaczyć? - Najpierw powinniśmy pójść do twojej matki. Nabierze podejrzeń, jeśli będziemy zwlekać z podzieleniem się z nią wielką nowiną. - Tak. Przykazała, że natychmiast mam ją powiadomić. Wiedźma! - Więc jej nie rozczarujmy. - Powiedzieć Lex, że nie wyjdę za ciebie? - Naturalnie. Opowiedz jej, jaka będziesz szczęśliwa z Robertem. Oczywiście po tym, jak zwierzymy się twojej matce z naszego szczęścia. Rose zmrużyła oczy, a na jej twarzy odmalował się wyraz powątpiewania. - Na pewno mnie nie zwodzisz? Życie bez poczucia humoru, którego nie brakowało Alexandrze i jemu, musiało być