- Henry Hawkins nie żyje - powiedział cicho.

- Nie będę tego komentował - mruknął Quincy. - Zwłaszcza że macie nade mną przewagę liczebną. Może jednak powiesz coś więcej o Mickiem. Następny wypadek 193 Kimberly przekartkowała raport. - Nic więcej tu o nim nie ma. Prowadzący śledztwo stwierdził, że face nie miał przeszłości kryminalnej, więc przestał się nim interesować. - Domyślam się. - Quincy zmarszczył brwi i zaczął się nad czymś zastanawiac. Potem podniósł wzrok i popatrzył na Rainie. Przyglądała mu się W granatowej koszuli polo wyglądał świetnie. Zastanawiała się, dlaczego częściej nie zdejmował marynarki. Dlaczego rano jej nie obudził? Mógłby choć przez chwilę pogłaskać ją po policzku i powiedzieć... cokolwiek. Niestety, za późno zorientowała się, że patrzył na nią. Ze zmieszania aż się zaczerwieniła. Szybko odwróciła wzrok, ani trochę nie czując się sobą. - Rainie? - zapytał łagodnie. - Eee, najmłodszy brat. Tak, przyjrzyjmy mu się bliżej. - Dlaczego Mickie? - Kimberly zmarszczyła brwi. - Wiek się nie zga¬ dza. Nasz facet jest znacznie starszy. - Wiek można udawać - powiedział Quincy, nadal patrząc na Rainie. Poza tym ludzie bardzo często błędnie oceniają wiek. Wystarczy ubrać goś¬ http://www.kosmetyki-naturalne.biz.pl teraz się pan boi. Pokpił pan sprawę. Był pan jego psychologiem i zawiódł go. Richard Mann zaczął ciężko oddychać. Nad górną wargą pojawiły się krople potu. – Ja... ja... Quincy pochylił się do przodu. W pełni kontrolował sytuację. Jego głos zabrzmiał nieco metalicznie. – Stoi pan kilkadziesiąt metrów od grobów dwóch zamordowanych dziewczynek, panie Mann. Wziął pan udział w pogrzebie. Zmówił za nie modlitwy. Proszę nam pomóc rozwiązać zagadkę ich śmierci. Niech pan wreszcie powie prawdę. Szkolny psycholog zadrżał. Rozglądał się gorączkowo. Znikąd pomocy. Był tylko on i dwoje funkcjonariuszy organów ścigania. Quincy przedarł się wreszcie do ciemnych zakamarków jego sumienia. Richard Mann podniósł wzrok. Wyglądał na zawstydzonego. – Nie powiedział mi tyle, żebym mógł interweniować – wybąkał. – Przysięgam, gdybym wiedział, co się stanie...

Czas biegł naprzód. Był w Massachusetts, pilnował kobiety przynęty. Tess Williams wróciła do swojego starego domu w nadziei, że fakt ten wyciągnie z ukrycia jej byłego męża zabójcę. Wszystko poszło źle. Znajdował się w domu, kiedy na ulicy rozległy się strzały. Powiedział Tess, żeby nie podchodziła do drzwi. Obiecał jej, że przy nim będzie bezpieczna. Potem zjawił się Jim Beckett. Z bliska wypalił do niego z dubeltówki. Sprawdź Ścisnął palcami nos, wyraźnie usiłując się opanować, ale bez większych sukcesów. Jego wzrok powędrował znowu do zdjęcia Melissy Avalon. – Przepraszam, to były bardzo długie dwadzieścia cztery godziny. – W porządku – powiedziała Rainie. – Proszę się uspokoić. – Spokoju potrzebowałem w nocy. Teraz przydałby mi się urlop. Ale to rzecz jasna niemożliwe. Na pewno mają państwo więcej pytań, choć już przekazałem detektywowi Sandersowi wszystko, co wiem o tej sprawie. Nie jest tego dużo. – Detektywowi Sandersowi? – zapytała ostro Rainie. W głowie zapaliły jej się ostrzegawcze lampki. Nie zignorowała ich. – Co pan powiedział detektywowi Sandersowi? – Niewiele. – Vander Zanden wzruszył ramionami, wyraźnie zaskoczony jej tonem. – Byłem w swoim gabinecie, kiedy padły strzały. Wybiegłem na główny korytarz i wówczas usłyszałem czyjś krzyk. Zanim się zorientowałem, zawyła syrena przeciwpożarowa i wszyscy tłoczyli się w stronę wyjścia. Wtedy jeszcze myślałem, że nie stało się nic poważnego. Jakiś