książce!

I może ten zapał nie zgaśnie równie szybko, jak się pojawił. 7 Po piętnastu minutach ćwiczenia pięciu baletowych pozycji stóp, kiedy Laura chce popracować nad rękami małej, do pokoju wchodzi Jenny. - Już ósma. Czas na kąpiel - oznajmia. - Nie, Jenny, nie! - woła Grace. - Laura uczy mnie baletu. - Uczę cię tańca klasycznego, a nie baletu - prostuje Laura. - Balet to przedstawienie, na które chodzi się do teatru. - Twoja niania musi już iść - mówi Jenny, podchodzi do Laury i daje jej czek. - Pani Greenwood zostawiła go dla ciebie. Laura spodziewała się, że mama dziewczynki wróci przed ósmą, ale w gruncie rzeczy cieszy się, że jej nie ma. Dzięki temu nie musi zdawać relacji z dnia spędzonego z małą, co pewnie trochę by potrwało i jeszcze bardziej opóźniło jej pojawienie się na imprezie. - Jutro będziemy miały mnóstwo czasu na ćwiczenia - zwraca się do Grace, która wcale się nie wścieka, jak zawsze, gdy nie dostaje tego, czego chce, tylko jest smutna. - Obiecujesz? - Obiecuję. Jenny przygląda się tej scenie wyraźnie zdziwiona. Laura domyśla się, że nie jest przyzwyczajona do takiego zachowania córki pracodawczyni. I się nie myli. - Nie mogę uwierzyć, że sobie poradziłaś z tym małym diabłem - mówi Jenny, odprowadzając Laurę do wyjścia. - Wcale nie było tak źle - odpowiada dziewczyna, ale uśmiecha się, przypominając sobie obawy, że trafi do gazet jako niania morderczyni. - Jesteś pierwszą opiekunką, która wytrzymała z nią cały dzień. - Naprawdę? Jenny kiwa głową. - To znaczy, że jestem również pierwszą, która otrzymała czek podpisany przez panią Greenwood? Służąca znów odpowiada skinieniem głowy. Laura jeszcze nie schowała go do torby. Robi to, gdy dochodzą do drzwi, ale wcześniej zerka na niego, żeby się upewnić, czy suma się zgadza. W rubryce „kwota” widnieje „sto trzydzieści sześć dolarów”. - Jutro będę tak jak dzisiaj, o dwunastej - oznajmia, żegna się z Jenny i wychodzi. Za drzwiami ogłusza ją ryk samochodu z podrasowanym silnikiem. Odskakuje przerażona, kiedy wóz z piskiem opon zatrzymuje się kilka metrów od niej. Chce zwymyślać chłopaka, który wyskakuje zza kierownicy, ale zanim otwiera usta, ten szczerzy zęby. - Cześć! - woła. - Jesteś pewnie April, prawda? Laura przygląda mu się, mrużąc oczy. Rozumie tylko tyle, że bierze ją za kogoś innego. - O rany! Znowu mi się pokręciło - tłumaczy się chłopak, całkiem przystojny brunet. - Paris, oczywiście, że Paris, a nie April. - Amber, idioto - podpowiada mu jasnowłosy kolega, który z nim przyjechał. - Amber, jasne, że Amber. Taki sposób podrywania zwykle ją irytuje. Ale nie teraz. Wytrzymała z Grace cały dzień. Jest jej pierwszą opiekunką, która dostała czek. Za niecałe pół godziny znajdzie się tam, gdzie będą fajni ludzie. Ma zatem co najmniej trzy powody do radości. Laura nie pamięta, kiedy była w tak dobrym humorze. Uśmiecha się z pobłażaniem do bruneta, który wydaje jej się dość sympatyczny. http://www.klinikaonline.pl – Powiedz też, że jesteśmy przyjaciółkami i że pracowałam dla senatora Jacobsona. To powinno pomóc. – Oczywiście. – Jesteś pewna? Nie zawiedziesz mnie? – Słowo honoru. – I nie mów, gdzie mnie poznałaś. Chyba żeby pytał. – Dobrze. – Pamiętaj, że to ty chcesz wyświadczyć mu przysługę – dodała Julianna, czując, że ze zdenerwowania żołądek skręca jej się w jeden wielki węzeł. – Jestem świetną asystentką. Jeśli ty w to uwierzysz, to on również. – Sandy już chciała odłożyć słuchawkę, ale Julianna ją powstrzymała. – I natychmiast zadzwoń do mnie, jak tylko się czegoś dowiesz. Nie będę

chuligan i tylko ty dałaś się nabrać. Podkochiwałaś się w nim nawet. Malinda westchnęła głęboko. Kłóciły się już tak wiele razy. Po raz pierwszy w wieku lat dwunastu. W tej chwili wcale nie miała na to ochoty. 84 JEDNA DLA PIĘCIU Sprawdź Aż zakryła usta. – Właśnie, takie wielkie i włochate. – Niech pan o tym opowie – poprosiła. – Może kiedyś... – Dobrze. – Rozczarowana spuściła głowę. A John po prostu wziął ją za ręce i przez moment patrzył na nią z powagą. Potem się uśmiechnął. – Wiesz, Julianno, wydaje mi się... Chcesz wiedzieć, co mi się wydaje? Bez namysłu skinęła głową. – Wydaje mi się, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi – ciągnął. – Chcesz tego? Spojrzała na matkę, która uśmiechnęła się do niej i skinęła głową. – Tak, panie Powers. Nawet bardzo.