- Nie mówiłaś mi, że tu jest tak przyjemnie i że ludzie są tacy przyjaźni. Becky się

- Chcesz wiedzieć, jak naprawdę było, czy pytasz tylko z ciekawości? - Myślę, że to pierwsze. Alec nalał sobie kolejną filiżankę kawy. - Och, to romantyczna historia - odparł nonszalancko. - Kiedy miałem czternaście lat, wybrała się w podróż z markizem Carnarthen, swoim kochankiem, ojcem dwóch moich przyrodnich braci. Konkretnie mówiąc, bliźniaków. Becky patrzyła na niego oniemiała. - Wybrała się razem z nim do Francji, żeby ratować dzieci arystokratów. Wielu ich przyjaciół w Paryżu zostało zamordowanych przez motłoch, lecz służba zdołała ukryć niektóre z dzieci. Matka uważała, że ma obowiązek odnaleźć je i przewieźć potajemnie do Anglii. Przeprawiali się z nimi potem przez kanał La Manche, przewożąc dzieci na statku Carnarthena. No i pewnego dnia matka nie wróciła. Podobno została zatrzymana i skazana na śmierć. Carnarthen nie zdołał jej uratować. - O Boże! - Becky odłożyła widelec. - Ja... ja po prostu nie wiem, co powiedzieć. Alec spojrzał na nią uważnie. Wcale nie wyglądał na zasmuconego, choć utrata matki musiała mu przecież sprawić głęboki ból. - Nie brakowało ci jej? - Niekoniecznie. Zdumiała się. Alec powoli obracał w palcach widelec. - Rzadko o niej myślę. Dlaczego właściwie miałbym to robić? Ona nie myślała o nas. Przypatrywał się jej pilnie. Becky patrzyła w ziemię. - Ilu właściwie masz braci? http://www.ith.com.pl zgrzytliwie. - A zatem masz kochankę, tak jak przypuszczałam. Mój drogi, przede mną nic się nie ukryje. Za dobrze cię znam. - Och, nie jestem jego kochanką, madame - odparowała Becky z anielskim uśmiechem - tylko narzeczoną. - Do licha, Becky! - mruknął pod nosem Alec i natychmiast przeraziła go własna gafa. - Becky? - powtórzyła jak echo Eva. - Myślałam, że ona ma na imię Abby? Becky spojrzała z niepokojem na Aleca, zdając sobie sprawę, że Eva chce go wytrącić z równowagi. - Nie twoja sprawa, jak jej na imię. - Alec zbliżył się do Evy. - Idź sobie stąd, bo może cię spotkać coś złego! - Czyż regent nie czeka na ciebie? Dlaczego nas nie zostawisz, żebyśmy mogły sobie uciąć dłuższą pogawędkę o tobie? Biedactwo! - zwróciła się do Becky, udając współczucie. - A więc tym cię omamił? Małżeństwem? Powinieneś się wstydzić, Alec. To zbyt haniebne

Skierowała lufę w dół i ostrożnie przechyliła się przez poręcz. Poniżej ktoś przyświecał sobie malutką latarką. Bezszelestnie pokonała resztę stopni i zaczaiła się w rogu. Po chwili usłyszała ostrożne kroki. Wychyliła się nieznacznie. W jej stronę szedł mężczyzna, z którym rozmawiała w muzeum. Miał na sobie granatowy kombinezon pracownika obsługi technicznej, w ręku niósł skrzynkę z narzędziami. Widząc tak profesjonalny kamuflaż, pokiwała głową z uznaniem. Spokojnie odczekała, aż ją minął, po czym wysunęła się z ukrycia i przyłożyła mu lufę do żeber. - Spokojnie - powiedziała półgłosem. - Przepraszam, że witam pana w taki sposób, ale wolałam nie ryzykować. - Mademoiselle! - Głos miał opanowany, lecz wiedziała, że musiał być wściekły, że dał się podejść kobiecie. - Podobno miała się pani trzymać dziś z boku. Cofnęła rękę, ale broń nadal miała w pogotowiu. - Lubię wiedzieć, co się dzieje. Udało się panu wywołać spore zamieszanie - pochwaliła. - Szykuje pan dalsze niespodzianki? Czuła, że jest gotowy zabić. Wolała jednak nie ciągnąć go za język, by nie wzbudzić podejrzeń. Sprawdź Tego ranka był ubrany w biały mundur oficera marynarki wojennej. Wyhaftowane na czerwono insygnia określały jego stopień, a order z rodowym herbem przypięty do piersi symbolizował, że jest księciem. Bella zawsze uważała, że stereotyp o kobiecej słabości do munduru jest pozbawiony sensu. Teraz jednak musiała zmienić zdanie. Edward wyglądał wręcz porywająco. Praktyczny umysł Belli bezskutecznie szukał mniej pretensjonalnego określenia. Nieskazitelna biel stroju podkreślała smagłość skóry i czarny kolor włosów. On sam musiał być świadomy wrażenia, jakie wywierał, bo kiedy się do niej uśmiechnął, w oczach miał iskierkę męskiej próżności. - Edward! - zawołała Alice. - Ja już zapomniałam, że w tym mundurze potrafisz złamać każde serce. Może byłoby bezpieczniej, gdyby Bella wzięła aspirynę i została w domu. - Spokojna głowa. Lady Isabell da sobie radę, prawda, cherie? - Tak sądzę. - Bez przekonania kiwnęła głową. - Jesteś trochę blada. - Musnął dłonią jej policzek. - Naprawdę źle się czujesz? - To nic poważnego. Alice mówi, że przejażdżka to niezawodne lekarstwo na migrenę. - To prawda. Obiecuję, że wrócisz promienna i kwitnąca. - Trzymam cię za słowo. A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę po swoje rzeczy. - Edward! Można cię prosić na słowo? - Alice nie pozwoliła mu pójść za Bellą. - Powiedz mi szczerze - poprosiła, gdy zostali sami - czy mi się zdaje, czy coś dostrzegam? Nie próbował udawać, że nie rozumie pytania. - Sam nie wiem - odparł. - Bella wiodła dotąd bardzo spokojne życie. Chyba nie muszę ci przypominać, żebyś był z nią... ostrożny.