Czy jej pobyt tutaj równieŜ uwaŜał za błąd? PoniewaŜ jej osoba nastręczała

matki przychodziły do naszej firmy. Jesteś szczera, naturalna, Alli, i dzieci do ciebie lgną, nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe ja mam do ciebie pełne zaufanie. Nie były to słowa, jakie pragnęła usłyszeć od ukochanego męŜczyzny, ale lepsze to niŜ nic. Miał rację, tak ją oceniając. Umiała troszczyć się o dzieci. Wychowała się w domu bez ojca i miała siostrę Karę, siedem lat od siebie młodszą. Ojciec jej porzucił Ŝonę i dwie córki - Alli miała wtedy dwanaście lat i potem nie lubiła wracać myślami do tych czasów. By związać koniec z końcem, matka Alli pracowała na dwóch etatach, toteŜ głównie ona opiekowała się młodszą siostrą. Matka zmarła tuŜ przed siedemnastymi urodzinami Alison i obowiązek wychowania Kary spadł na nią. Cieszyła się, Ŝe Kara jest obecnie na drugim roku teksańskiego uniwersytetu w Houston. - Bo chcę cię prosić, Ŝebyś została nianią Eriki. Słowa Marka wdarły się w tok jej myśli, zamrugała oczami i spojrzała na niego, łudząc się, Ŝe słuch ją zawiódł. - Co takiego? - zapytała. Mark wytrzymał jej spojrzenie. - Proszę cię, byś została niańką Eriki - powtórzył. – Co oznaczałoby, gdybyś się zgodziła, przeprowadzkę na moje ranczo oraz... - Chwileczkę - przerwała mu wstając. - To absolutnie wykluczone. PrzecieŜ ja pracuję. Jestem twoją asystentką. Jestem tu potrzebna, no i... Mark uniósł dłoń gestem, Ŝe wszystko rozumie. http://www.hffgdynia.pl - Porozmawiaj z nim, Oriano, nie powinien mieć zastrzeżeń. Lady Helena Candover posłuży za przyzwoitkę, poza tym przyjadą Fabianowie. - Zgoda - odparła Oriana. Sir Richard Baverstock był człowiekiem nad wyraz leniwym, a od czasu śmierci żony, czyli od przeszło pięcia lat, nie robił nic, co bezpośrednio nie wiązało się z jego wygodą. Przed trzema laty Oriana musiała sama zorganizo¬wać swój debiut w towarzystwie, niemal siłą zmuszając babkę do poczynienia niezbędnych kroków. Na obronę sir Richarda trzeba powiedzieć, że nie żałował funduszy, aby córka wypadła jak najlepiej. Prawdę mówiąc, był dumny z jej wyglądu i sukcesów towarzyskich i z ochotą wy¬słuchiwał cotygodniowych sprawozdań swojej matki na ten temat. Upewniwszy się co do należytej opieki w Candover Court, nie sprzeciwiał się wyjazdowi, ba, zgodził się nawet, by rodzeństwo pojechało najlepszym powozem. - Polujesz na Storringtona? - mruknął. - Dobrze się zastanów, zanim skoczysz do tej rzeki, moja droga. Słysza-łem, że niezbyt dobrze mu się wiedzie; nie mam zamiaru utrzymywać kosztownego zięcia. Oriana zbyła to milczeniem. Ojciec potrafi być czasami wyjątkowo obcesowy, pomyślała. Poza tym dobrze wiedziała, że zapłaci, ile trzeba, byle tylko wieść spokojne życie. - Wyjeżdżamy w piątek - rzekła na koniec. Gospodyni pokazała Clemency sypialnię na poddaszu, którą do niedawna zajmowała panna Lane. Woźnica bez-ceremonialnie rzucił na podłogę jej małą torbę i dziewczyna doznała szoku na widok miejsca, w którym przyszło jej spać. Ściany pokoju, pobielone wapnem ze dwadzieścia lat temu, były przebarwione i wyblakłe od słońca. W rogach widniały ciemne ślady po załamu, świadczące o przecieka¬jącym w wielu miejscach dachu. Przed łóżkiem leżał maleńki dywanik, poza tym nic nie zakrywało desek podłogowych. Pod ścianą stała obdrapana szafka z wiszącym nad nią poplamionym lustrem. Łóżko miało wprawdzie baldachim, lecz jego okres świetności już dawno minął, podobnie jak materaca, który w dotyku wydał się jej zdecydowanie nierówny. Na korzyść pokoju przemawiały dwie rzeczy: było tu czysto, a po drugie okno wychodziło na południe, dzięki czemu widziała z niego bramę i podjazd. Teraz, pod koniec sierpnia, wpadające popołudniowe słońce stwarzało tu pewien staromodny, nie pozbawiony uroku nastrój. Clemency niespiesznie rozpakowała się. Za bawełnianą zasłoną znalazła kilka kołków do powieszenia rzeczy. Gospodyni poinformowała ją, że w dzbanie znajduje się świeża woda, brudna zaś będzie wylewana codziennie przez służącą. Dała też Clemency jasno do zrozumienia, by nie spodziewała się rano gorącej wody, bowiem to przywilej zarezerwowany wyłącznie dla dam i dżentelmenów na dole. Dziewczyna usiadła na łóżku i spojrzała na portrecik ojca, który ustawiła na małym bambusowym stoliku. Co powie¬działby teraz, widząc ją w tak lichych warunkach? Wiedziała, że bez względu na tytuł nigdy nie zgodziłby się, by poślubiła rozwiązłego człowieka, nie pozwoliłby jej też odesłać do ciotki Whinborough.

- A co z Eriką? Czy Chrissie ma się nią zająć? - Nie. Alli zgodziła się, Ŝe do powrotu pani Tucker będzie opiekować się małą, chyba Ŝe znajdę osobę godną zaufania. - Alli? - Tak. - Będzie zarazem twoją asystentką, jak i niańką Eriki? Sprawdź - Wolałbym, Ŝebyśmy mieszkali razem. Mam sporo spraw, które załatwiam późnym wieczorem. Alison była prawie pewna, Ŝe Mark jest członkiem Teksańskiego Klubu Ranczerów. Był to klub bardzo ekskluzywny, zastrzeŜony dla bogatych, znanych biznesmenów u odpowiednim dorobku, magnatów nafciarskich. Słyszała juŜ, Ŝe owi bogaci ranczerzy spotykają się późnym wieczorem parę razy w tygodniu, piją drinki, grają w karty i rozmawiają o interesach. Ludzie jednak wiedzieli, Ŝe nie tylko tym się zajmują. Byli tacy wśród członków tego klubu, którzy trwali tam ud kilku pokoleń. I od kilku pokoleń brali na siebie odpowiedzialność za porządek w mieście, co dawało mieszkańcom spokój i poczucie bezpieczeństwa. Ponadto zakładali fundacje, organizowali bale dobroczynne. Alison rozmawiała z Christine o takim właśnie balu, który odbył się przed czterema tygodniami. Wspomniała teŜ, Ŝe było bardzo przyjemnie, szczególnie wtedy,