nastolatka. Przyniosła list. Wciąż pamiętała tamtą

- Dłonie? - Były naznaczone krzyżami. - Niech to szlag! To mój gość, Jackson! Jadę z tobą! - Jasne. Wtedy i mnie odbiorą tę sprawę. - Jackson wstał. - Jadę sam, kolego. Gdyby szef dowiedział się, że w ogóle z tobą rozmawiałem, zawiesiłby mnie od razu. - To co mam robić? - jęknął Santos. - Siedzieć na tyłku i czekać, aż klient nam pryśnie? - Dokładnie. - Pieprz się. Jackson poklepał Santosa po plecach. - Jakoś z tego wybrniemy. Najpierw musimy wyciągnąć ciebie. Przez chwilę Santos milczał, po czym spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - A jeżeli się nie uda? Nie chodzi o to, że mogą mnie zamknąć, ale stracę blachę, Jackson. Jestem gliną, tylko to umiem robić... Jackson ścisnął przyjaciela za ramię. - Wiem. Wydostaniemy cię. Dowiemy się, kto to zrobił i przysmażymy im tyłki. Weź się w garść, stary. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY Santos nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie. Nie chciał dopuścić do tego, żeby Śnieżynka wymknął mu się z rąk, ani by ktoś ratował jego własny tyłek. Zamierzał dopaść Robichaux i wycisnąć z niego prawdę. Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że obicie Chopa nie poprawi jego sytuacji. Powinien zająć się Tiną. Może rzeczywiście morderca krąży wokół niej. Facet mógł wiedzieć, że go widziała. Może będzie próbował zatrzeć ślady, zanim zwieje z miasta. Tina była ostatnią, która widziała Billie przy życiu, widziała jej klienta. Wniosek stąd, że i on mógł się jej przyjrzeć. Jeżeli zaś klientem był Śnieżynka, zapewne zechce się pozbyć dziewczyny. Odczekał, aż zapadnie zmrok i wyprawił się do Dzielnicy. Przemierzał ulice, zaglądał do barów, sprawdzał wszystkie miejsca, gdzie najczęściej kręciły się prostytutki. Ani śladu Tiny. Po kilku godzinach zaczął zastanawiać się, czy ze strachu nie wyjechała z miasta, albo może zaszyła się na jakiś czas w jakiejś kryjówce. Ostatnią możliwość odrzucił. Żeby zarobić, dziewczyny musiały pracować bez przerwy. Pracowały, nawet gdy były chore albo kiedy chorowały ich dzieci. Pracowały, gdy z nieba lał się żar i gdy ziąb wyganiał ludzi z ulic. Jeżeli Tina jest w mieście, na pewno stoi na ulicy. Musi szukać dalej. W końcu jego upór przyniósł rezultaty. Dostrzegł ją, jak wychodziła - jak na ironię - z Klubu 69. Podjechał do krawężnika i opuścił szybę. http://www.grundomat.pl/media/ asystentki. Włosy, zwykle spięte klamrą, rozpuściła luźno, co uwydatniło ich bujność i blask. A suknia... ho, ho! Taki widok zostanie mu na zawsze w pamięci. Na innej kobiecie byłaby to zwykła czarna sukienka, natomiast na Alison był to iście królewski strój! Opamiętał się, gdy zobaczył, Ŝe trzyma w ręku szklankę wina, nieświadom, kiedy po nią sięgnął. - Owszem, wyglądała wtedy bardzo atrakcyjnie, i co z tego? Jake chrząknął i powiedział: - Nic. Zobaczymy się jutro wieczorem. Mamy sporo do pogadania. Podobno Nita Windcroft znów dała o sobie znać. - WciąŜ obwinia o wszystko Devlinów? - zapytał Mark. - Tak. A Devlinowie wciąŜ twierdzą, Ŝe o niczym nie wiedzieli. Mark urodził się tutaj i wychował, wiedział więc, Ŝe Devlinowie i Nita procesują się ze sobą od lat. Nita, zwaŜywszy jej kłótliwy charakter oraz niechęć do

Tydzień później nic nie podejrzewająca Clemency Hastings - nie używała, jak jej matka nazwisk Hastings¬-Whinborough uważając to za fanfaronadę - spędzała poranek wraz z dwiema przyjaciółkami. Mary i Eleonor Ramsgate. Zawsze z wielką ulgą opuszczała dom, bo choć starała się być usłużną córką, nie potrafiła wzbudzić w sobie miłości. Pani Hastings-Whinborough miała zbyt Ograniczony i owładnięty zazdrością umysł, aby zostać przyjaciółką córki. Mimo wszystko pierwszy rok po śmierci ojca minął im w miarę spokojnie, bowiem Cle¬mency za bardzo rozpaczała, aby wziąć na siebie nowe komplikacje i stawić czoło matce. Ta zaś skupiła całą uwagę na ścisłym przestrzeganiu żałoby i sprawdzaniu, czy aby czerń licznych toalet pasuje do jej jasnych włosów. Z początkiem drugiego roku dzielna wdowa (odziana już w olśniewający strój w kolorze lawendowym i perłowym) robiła wszystko, aby zdobyć względy niejakiego Aldermana Henry’ego Bakera, znanego powszechnie wroga kobiet. Owładnięta nową pasją, wzięła sobie za punkt honoru zaciągnięcie go do ołtarza, przekonana, że to dla niego najlepsze wyjście. Realizacja tego celu zajęła ją całkowicie i Clemency mogła bez przeszkód poświęcać się swoim zainteresowaniom - spędzała czas na lekturze ulubionych książek i odwiedzała przyjaciół. Alderman Baker od pięć¬dziesięciu lat cieszył się stanem kawalerskim i jego awersja do małżeństwa była już przysłowiowa. Zakładano się nawet, co zwycięży - mizantropia Bakera czy zacięty upór wdowy. Gdyby Clemency o tym wiedziała, bez wahania postawiłaby na matkę. Jej nieustępliwość i żelazna wola, by za wszelką cenę dopiąć swego, niejednokrotnie w przeszłości obezwład¬niały zarówno Clemency, jak i jej ojca. Nagle, przez przypadek bądź też zrządzenie losu, Alderman Baker zmarł na apopleksję i pani Hastings-Winborough ponownie skupiła swą uwagę na córce. Choć nie mówiła otwarcie, że obecność w domu młodszej, atrakcyjniejszej i niewątpliwie mądrzejszej kobiety jest jej niemiła, to już same aluzje wystarczyły, by Clemency czuła się w jej obecności nieswojo i niezręcznie. Z ogromną ochotą przystała więc na możliwość spotykania się z Mary i Eleanor. Panny Ramsgate były żywymi, bezpretensjonalnymi bru¬netkami o śmiejących się oczach - Mary czarnych, a Eleanor szarych. Dziewczęta miały jeszcze trzech braci i młodszą siostrę, a ich dom od rana do wieczora pulsował życiem i wesołością. Clemency uwielbiała tam zachodzić, a i ją witano zawsze z wielką radością - pani Ramsgate uważała, że ma dobroczynny wpływ na jej niesforne córki. Gdy tylko się zjawiła, otoczyły ją zaaferowane Mary i Eleanor i bezceremonialnie wciągnęły do salonu. - Chodź! - Eleanor ścisnęła jej rękę. - Powiedz nam! Od paru dni umieramy z ciekawości. Sprawdź - Mark, jestem twoją asystentką. Mam obowiązek wiedzieć o tobie to i owo. Poza tym wspomniałeś o tym kiedyś pani Gallant, pamiętasz? - Nie, nie pamiętam. Widocznie było to wtedy, gdy całą uwagę koncentrował na niej, a nie na tym, co kiedyś do kogoś mówił. - Będziesz miał czas we wtorek na umówioną z doktorem wizytę? Zapytał ze zdziwieniem: - Erika ma wyznaczoną wizytę u lekarza? - Tak. Dzwonili z przychodni, czy pamiętam. Rutynowe działanie. – Alli uśmiechnęła się. - W przyszłym miesiącu będą jej urodziny. Skończy rok. Mark westchnął. CzyŜby minęły juŜ trzy miesiące? Gdy przyleciał po nią do Kalifornii, była ośmiomiesięcznym brzdącem. - Nigdy nie chodziłem z nią do lekarza. Pani Tucker zawsze mnie