jakiejś niepojętej dla siebie przyczyny nie mogła przestać się z nim droczyć.

- Mo¿e jutro? Po południu? - Tak sie składa, ¿e akurat jutro mam troche wolnego czasu - za¿artowała Marla. W pierwszym odruchu miała ochote zapytac kogos o pozwolenie na zaproszenie gosci, ale postanowiła tego nie robic. To jej dom, do diabła. A teraz, sadzac po wrzaskach dochodzacych z góry, musiałaby 190 skonczyc rozmowe, by zajac sie dzieckiem. - Rano maja mi usunac te druty, wiec bede ju¿ mówiła wyrazniej. - Swietnie. Sprawdze tylko, czy wielebny ma jutro czas miedzy trzecia a czwarta. Mo¿e uda mi sie te¿ przyciagnac Montgomery'ego. - Dobry pomysł. Im wiecej, tym weselej - powiedziała Marla. Odło¿ywszy słuchawke, zobaczyła Eugenie spogladajaca na nia ze zmarszczonymi brwiami. - Zaprosiłas kogos na jutro? - Tylko rodzine - odparła Marla, ura¿ona wyrazem niezadowolenia na twarzy tesciowej i tonem wy¿szosci w jej głosie. - Cherise i jej me¿a, wielebnego Donalda. http://www.gimnazjumlubasz.edu.pl/media/ Nevada odwiesił słuchawkę. Był niespokojny, jak wystraszony ogier, który wyczuwa obecność drapieżnika w pobliżu. Zmierzwił włosy palcami. Wmawiał sobie, że to tylko wyobraźnia, ale nie mógł uwolnić się od uczucia, że zdarzy się coś złego. I że on sam nie może zrobić absolutnie nic, żeby temu czemuś zapobiec. - A niech to dunder świśnie - jęknął, żałując, że nie ma przy sobie marlboro, chociaż rzucił palenie wiele lat temu. Potrzebował czegoś na uspokojenie. Do szału doprowadzało go to, że przebywał w tym samym okręgu co Shelby i wiedział, jak niewiele kilometrów ich dzieli, a także świadomość, że Shelby nie jest bezpieczna i że McCallum coś knuje, a on sam nie jest w stanie odnaleźć swojego dziecka. Zadzwonił telefon i Nevada się spiął. Prawdopodobnie znowu jakiś anonim. Chwycił słuchawkę i burknął „halo” opryskliwym tonem. - Smith? Rozpoznał głos. I poczuł jeszcze większe napięcie w ramionach. Oparł się biodrem o blat i skupił całą uwagę na rozmowie. - Sędzia Cole.

robi. - Jasne, tato. Ale co cie obchodzi, co on robi, jesli nie wchodzi ci w droge? Dobre pytanie, pomyslała Marla, czujac, ¿e znowu odpływa. Miała ochote znowu zapasc w głeboki, spokojny sen, ale nikt nie odpowiedział Cissy i w pokoju zapanowała pełna Sprawdź Chrystusa, trzymaj sie, Marla! Nick rozsunał przeciete druty i szeroko rozwarł jej szczeki. Szybko odwrócił ja twarza do podłogi. Wstrzasana niepohamowanymi torsjami, krztuszac sie i kaszlac, Marla wyrzuciła wreszcie zawartosc ¿oładka na dywan. - Och, Bo¿e drogi! -rozległ sie głos Eugenii i stukot jej obcasików. - Co sie stało, och, co sie... Na schodach z tyłu domu tak¿e słychac było szybkie kroki. Zbli¿ały sie z czesci domu przeznaczonej dla słu¿by. Marla kaszlała nieprzerwanie, chwytajac powietrze jak ryba wyjeta z wody. Z ogromnym przera¿eniem uswiadomiła sobie, ¿e le¿y w swoich własnych wymiotach. Katem oka jak przez mgłe